Stolica Jemenu płonie podczas saudyjskich bombardowań / fot. Wikimedia Commons

Zrywając stosunki dyplomatyczne z Iranem, saudyjscy dyplomaci płakali nad „rażącym naruszeniem wszelkich międzynarodowych konwencji”, które miał popełnić Teheran, ostro reagując na egzekucję szyickiego duchownego Nimra an-Nimra. Po raz kolei udowodnili, że hipokryzja ich kraju nie zna granic.

Stolica Jemenu płonie podczas saudyjskich bombardowań / fot. Wikimedia Commons
Stolica Jemenu płonie podczas saudyjskich bombardowań / fot. Wikimedia Commons

Komentarze irańskich przywódców po straceniu an-Nimra, skazanego na śmierć z powodów politycznych i najprawdopodobniej torturowanego w śledztwie, faktycznie były ostre. Arabia Saudyjska „zapomniała” jednak o tym, że jej własny wkład w naruszanie wszelkich konwencji i dobrych obyczajów w stosunkach międzynarodowych jest jeszcze bardziej „imponujący”. W ostatnich dniach doszła do niego ponowna eskalacja wojny domowej w Jemenie.

Saudowie rozpoczęli zbrojną interwencję w tym kraju w marcu 2015 r. Zamierzali łatwo i szybko rozprawić się z szyicką partyzantką Huti i w ten sposób definitywnie rozstrzygnąć na korzyść sunnitów tlący się od dziesięcioleci konflikt religijny w kraju. Interwencja, w której oprócz Ar-Rijadu biorą udział m.in. również inne naftowe kraje Zatoki Perskiej, ugrzęzła jednak w długich walkach z partyzantami. Jej najpoważniejszym rezultatem było mordowanie ludności cywilnej, ginącej w saudyjskich bombardowaniach i cierpiącej głód.

15 grudnia wszedł w życie z trudem wynegocjowany przez ONZ rozejm, 14 stycznia miały rozpocząć się negocjacje między Huti a obalonym w 2014 r. sunnickim rządem. Arabia Saudyjska nic sobie jednak z niego nie robiła. Praktycznie każdego dnia saudyjskie samoloty bombardowały pozycje Huti, ponownie nie oglądając się na straty wśród przypadkowych mieszkańców. Huti, którzy otrzymują dyskretną pomoc z Iranu, odpowiadali, od czasu do czasu kierując pociski balistyczne na terytorium Ar-Rijadu.

Arabia Saudyjska ogłosiła, że utrzymywać rozejmu nie ma sensu i zapowiedziała już zupełnie oficjalne wznowienie działań wojennych. Atakując Jemen i przeprowadzając egzekucje politycznych dysydentów Ar-Rijad dobitnie dał do zrozumienia, że o dominację w regionie będzie nadal walczył wszelkimi środkami. Skoro hojnie wspierani dżihadyści w Syrii i Iraku ostatnio na froncie raczej przegrywają, trzeba gdzieś sobie odbić te straty. Także przy użyciu metod, których nie powstydziłoby się Państwo Islamskie. A że przy okazji wywołuje się, jak stwierdził ONZ, katastrofę humanitarną? Albo hoduje kolejnych terrorystów, m.in. pomagając siatkom Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego? Ar-Rijad wie, że przyjaciele z Waszyngtonu wybaczą wszystko.

[crp]

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…