Argentynę czeka strajk generalny? Najpotężniejsza organizacja związkowa, CGT, domaga się od prezydenta Mauricio Macriego wycofania się z polityki cięć i zwolnień w sektorze budżetowym. Niezależnie od niej na ulice wyszli nauczyciele.

Sztandary związkowe, transparenty, flagi narodowe, bębny i trąbki, a przede wszystkim tłumy wściekłych manifestantów, krzyczących „zdrajcy, zdrajcy!” pod adresem rządu – tak wyglądało wczoraj centrum Buenos Aires. Ponad 10 tys. ludzi wyszło na ulice na wezwanie Generalnej Konfederacji Pracy (CGT), domagając się od prezydenta, by wycofał się z neoliberalnego kursu politycznego, zaprzestał masowych zwolnień w sektorze budżetowym i podniósł w nim wynagrodzenia w związku z wysoką inflacją. Oprócz związkowców do tłumów przemawiali działacze organizacji społecznych niosących pomoc mieszkańcom slumsów, którzy alarmowali, że przez politykę cięć wśród najuboższych Argentyńczyków są już tacy, którym nie starcza nawet na zakup żywności. Swój strajk połączony z ulicznymi manifestacjami prowadzili w poniedziałek i wtorek nauczyciele – pierwszego dnia szli sami, też w ponad 10 tys. osób, drugiego dnia dołączyli do ogólnozwiązkowego protestu. Oni również żądali podniesienia wynagrodzeń.

To kolejne masowe protesty inspirowane w Argentynie przez związki zawodowe w ciągu ostatniego roku. Mauricio Macri jest prezydentem Argentyny od piętnastu miesięcy. Jego polityką zachwycony jest wielki biznes, z którego zresztą sam polityk, właściciel ponad milionowej fortuny, się wywodzi. Ci zaś obywatele, którzy uwierzyli w jego obietnice wyborcze i zapewnienia, że polityka cięć doprowadzi do cudu gospodarczego, na którym wszyscy skorzystają, zdążyli już zrozumieć, jak bardzo się pomylili.

Związkowcy zapowiedzieli, że jeśli Macri zignoruje ten protest, tak jak zignorował poprzednie, jeszcze w marcu, a najpóźniej w kwietniu doczeka się strajku generalnego. Na razie przedstawiciele rządu arogancko komentowali mobilizację pracowniczą, twierdząc przykładowo, że związkowcy nie rozumieją, jak należy walczyć z inflacją. Ludzie Macriego twierdzili również, że manifestacje miały charakter czysto polityczny i są nakręcane przez zwolenników byłej prezydent Cristiny Fernandez de Kirchner z myślą o wyborach parlamentarnych zaplanowanych na jesień tego roku.

Otoczenie prezydenta nie przestaje również składać obietnic bez pokrycia, najwyraźniej wierząc, że uda się znowu wprowadzić ludzi w błąd, tak jak podczas kampanii wyborczej Macriego. Przyznając, że tylko przez pierwsze sześć miesięcy rządów liberałów zlikwidowano 110 tys. miejsc pracy w sektorze publicznym i twierdząc, że było to niezbędne, argentyńskie Ministerstwo Pracy zapewnia, że od lipca do grudnia 2017 r. … utworzy 85 tys. nowych.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. A propos ostatniego zadania z artykułu to przypomina mi się powiedzenie z lat dziewięćdziesiątych:

    „Jeśli Balcerowicz mówi, że bierze, to bierze.
    Jeśli Balcerowicz mówi, że daje, to tylko mówi.”.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…