Przemawiając z okazji 55 rocznicy uzyskania przez Burundi niepodległości prezydent Pierre Nkurunziza wezwał dawne imperia do wypłaty rekompensaty za lata kolonializmu. W przeszłości jego kraj kolonią Niemiec i Belgii.

Pierre Nkuriziza, fot. Eric Miller-Wikimedia Commons

– Byłe mocarstwa kolonialne w czasie swojego panowania popełniły wiele okrucieństw wobec Burundi i jego mieszkańców, powinny zatem przeprosić za te zbrodnie i dać nam rekompensatę – mówił prezydent Nkurunziza. Ponadto oskarżył kolonializm o wywoływanie konfliktów plemiennych i problemów etnicznych. Jego zdaniem, wciąż funkcjonuje neokolonializm, a niektórzy rodzimi zdrajcy z nim kolaborują.

Wypowiedź prezydenta można łączyć nie tylko z jubileuszem niepodległości, lecz także odczytać jako reakcję na sankcje, jakie Unia Europejska nałożyła na Burundi w związku z wydarzeniami sprzed dwóch lat. Doszło wówczas do masowych protestów, gdy Nkurunziza postanowił ubiegać się o trzecią prezydencką kadencję, co jego przeciwnicy uznali za niezgodne z konstytucją. Dokonano nieudanego zamachu stanu, miały miejsce demonstracje, rozruchy i liczne aresztowania. W styczniu br. Parlament Europejski przyjął kolejną rezolucję, w której „wyraża żal z powodu klimatu zastraszenia i represji stworzonego przez reżim rządzący w Burundi” oraz wzywa prezydenta do podjęcia „poważnego dialogu” z opozycją, choć dialog taki, mimo wielu kwestii spornych i braku jedności w szeregach opozycji,  jest kontynuowany pod auspicjami powołanej w tym celu Narodowej Komisji. Przedstawiciele rządu i parlamentu Burundi uważają presję wywieraną przez Zachód za międzynarodowy spisek, ponieważ –  jak twierdzą – niektóre zachodnie wpływowe kraje i organizacje międzynarodowe pragną zawładnąć surowcami ich kraju. Jak oświadczył minister spraw wewnętrznych Pascal Barandagiye, „siły zachodnie używają demokracji jako broni służącej do obalenia niechcianych przez nie rządów”.

Burundi zyskuje poparcie ze strony niektórych krajów rozwijających się. Na kilka dni przed wspomnianym wystąpieniem prezydenta Burundi odbyło się na Malcie plenarne posiedzenie Wspólnego Zgromadzenia Parlamentarnego Unii Europejskiej i krajów Afryki i regionu karaibskiego. Podczas sesji UE zglosiła projekt wspólnej rezolucji potępiającej sytuację w Burundi oraz postulującą wysłanie tam obserwatorów w celu ochrony ludności cywilnej, wywarcie presji na rząd w celu zaangażowania się w dialog z opozycją oraz zwrócenie się do Międzynarodowego Trybunału o przeprowadzenie śledztwa w sprawie zabójstw popełnionych w tym kraju. Przedstawiciele krajów Afryki i Karaibów nie zgodziły się na przyjęcie takiej rezolucji. Stanowisko to zyskało uznanie nie tylko ze strony władz Burundi. Przewodniczący stowarzyszenia działającego na rzecz praw człowieka François Xavier Ndaruzaniye uważa, że rezolucja zaproponowana przez UE wykazuje głębokie niezrozumienie sytuacji w jego kraju i inspirowana jest celami politycznymi bez uwzględnienia realiów.  – Wspólnota międzynarodowa powinna współpracować z rządem Burundi zamiast proponowania rezolucji – oświadczył Ndaruzaniye.

 

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Całą praktycznie infrastrukturę Burundi odziedziczyło po Niemcach i Belgach. Czy ten zadziorny murzyn jest gotów wypłacić Belgii i Niemcom rekompensaty?

    1. @ szczurzec: Może opiszesz nam tę infrastrukturę? Np. ile km mają linie kolejowe? Ile jest km utwardzonych dróg?

  2. Czy to zwiastun nowej epoki w stosunkach między dawnymi kolonizatorami, a byłymi koloniami? Do tego dochodzą rewindykacje krajów dawnego Państwa Ottomańskiego /Grecja, Irak, Egipt/ o zwrot zagrabionych zabytków archeologicznych, problem ludobójstwa Ormian podczas I wojny światowej, roszczenia wobec Niemiec za zniszczenia i zrabowane mienie i dzieła sztuki w czasie wojny światowej. Tylko czekać, a zaczną się głosy o rewizji granic przyjętych w Poczdamie. Każda sprawa rozgrzewa wyobraźnie, wszyscy są skrzywdzeni, ale winnych nie ma. Albo pozostają poza zasięgiem użycia wobec nich siły.
    Czy nie grozi nam, że zaczną się drobne konflikty, kiedy kolejne reżimy szukające wzmocnienia swojej pozycji przyzwolą na dywersje w sąsiednich krajach?
    Podsycanie tendencji rewizjonistycznych z pewnością nie zaszkodzi żadnemu państwu z grupy agresorów. Ale wśród pokonanych grozi zaiskrzenie. O sprawiedliwe granice? Po 72 latach? W historii nic nie zostało dane raz na wieki. o wszystko trzeba było zawalczyć i wywalczyć siłą. A zatem wojna. Wojna wśród państw zdeptanych przez ówczesnych agresorów, z nowymi, wyrysowanymi granicami w Poczdamie? A w Afryce? Tam żadne państwo nie jest jednonarodowe. A nawet w samej Libii okazało się, że zamiast narodu, zwalczają się szczepy i plemiona. W cieniu Pax Americana rysuje sie totalny chaos, czego przykładem sa kraje Lewantu. I żniwo dla producentów broni i handlarzy śmiercią!!!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Putin: jesteśmy gotowi do wojny jądrowej

Prezydent Rosji udzielił wywiadu dyrektorowi rosyjskiego holdingu medialnego „Rossija Sego…