Oszukiwany przez pracodawcę robotnik budowlany zagroził samobójstwem, jeśli nie zostaną mu wypłacone zaległe wynagrodzenia. Dopiero interwencja policji i straży pożarnej zmusiła go do odstąpienia od tego zamiaru samobójstwa, a pomoc związków zawodowych spowodowała odzyskanie zaległej wypłaty.


Do zdarzenia doszło 5 grudnia na jednej z warszawskich budów. Zdesperowany robotnik jest obywatelem Białorusi, który kilka miesięcy temu przyjechał do Polski do pracy na budowach. Nie był jedynym Białorusinem, których zatrudnia się na polskich budowach jako „tanią siłę roboczą”. Od wielu lat branża budowlana z chęcią zatrudnia właśnie obywateli zza naszej wschodniej granicy, szczególnie z Ukrainy, którzy przyjeżdżają do Polski zachęceni wyższymi niż w swojej ojczyźnie wynagrodzeniami.

Na podobnej zasadzie od kilkudziesięciu lat Polacy emigrują za chlebem na Zachód, gdzie z kolei to oni stanowią tanią siłę roboczą. Zdarzają się jednak sytuacje, gdy stają się (zarówno Polacy na Zachodzie, jak i pracownicy ze Wschodu w Polsce) nie tylko tanią siłą roboczą, ale wręcz darmową. Zwłaszcza, gdy przebywają tu nielegalnie, bez pozwolenia na pracę, albo są drastycznie wykorzystywani i oszukiwani dlatego, że nie znają prawa, języka oraz są odcięci od swojego środowiska. Tak właśnie było w przypadku tego Białorusina oraz jego rodaków, którzy próbowali zapracować na chleb na jednej z polskich budów.

Nie zamietli pod dywan

Zdesperowanym robotnikiem okazał się cieśla szalunkowy. Od kilku miesięcy nie mógł się on doczekać zaległych wynagrodzeń za pracę. Jako obcokrajowiec nie miał oparcia w rodzinie czy przyjaciołach, których pozostawił za wschodnią granicą. Mówiąc wprost, po prostu nie miał za co żyć i doszedł do tego momentu, gdy już nie miał wiele do stracenia.

W poniedziałkowy wieczór wdrapał się na jeden z żurawi, kilkadziesiąt metrów nad ziemią i zagroził, że jeśli pracodawca natychmiast nie ureguluje zaległych wynagrodzeń, popełni samobójstwo skacząc z ramienia dźwigu. Na miejscu natychmiast zjawiła się policja, straż pożarna oraz dziennikarze. Jeden z portali internetowych na żywo relacjonował przebieg całej akcji. Prawdopodobnie, gdyby nie nagłośnienie jego desperackiego kroku, nie doczekałby się spełnienia swoich postulatów i być może doszłoby do tragedii. Kiedy robotnik zszedł z dźwigu, został przejęty przez policję i zakuty w kajdanki.

Po tym wydarzeniu sprawą zajęli się działacze Komisji Operatorów Żurawi Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Za ich sprawą doszło do skontrolowania warunków zatrudnienia pracowników na budowie przy ul. Ludnej w Warszawie, czyli tam, gdzie rozegrały się te dramatyczne wydarzenia. Okazało się, że Białorusin był zatrudniony przez jedną z firm podwykonawczych, KLD Construction, która sprowadziła do pracy na tej budowie więcej robotników zza naszej wschodniej granicy.

Interwencja związkowców

Kontrola warunków pracy i zatrudnienia odbyła się w dniach 5-7 grudnia. Przedstawiciele OZZ IP trzy raz wizytowali zarówno tę konkretną budowę, jak i siedzibę firmy KLD Construction. Starali się uzyskać od pracodawcy szczegółowe informacje na temat bieżącej sytuacji pracujących dla niej osób – Białorusinów, Ukraińców oraz Polaków.

„W zorientowaniu się w sytuacji pomogli nam pracujący tam operatorzy, członkowie naszej Komisji, inni szeregowi pracownicy, mieszkańcy i mieszkanki sąsiadujących z budową bloków, a także przedstawiciele firmy Budner. Choć nie wszystkie uzyskiwane przez nas informację się potwierdzały, ustaliliśmy w końcu prawdopodobny scenariusz wydarzeń” – możemy przeczytać w specjalnym raporcie podsumowującym wyniki owej kontroli.

– Bezpośrednią odpowiedzialność za dramatyczne zajście ponosi firma KLD Construction, zatrudniająca białoruskich cieśli, prawdopodobnie nieposiadających wiz. Firma ta zalegała aż trzy miesiące z wypłatą należnych wynagrodzeń grupie Białorusinów. Nie wiemy jednak dokładnie, jak liczna była to grupa – mówią nam związkowcy.

– W wyniku przeprowadzonego audytu okazało się, że firma Budner wywiązała się terminowo ze zobowiązań wobec KLD Construction – informują. Oznacza to, że podwykonawca powinien dysponować odpowiednimi środkami na pensje dla pracowników, ale ich nie wypłacał, zachowując te pieniądze dla siebie. Firma Budner, czyli główny wykonawca, nakazała podwykonawcy natychmiastowe uregulowanie zaległości płacowych wobec Białorusinów. Z tego, co udało się ustalić działaczom OZZ IP, KLD Construction szybko zrealizowała ten postulat.

Tajemnicze zniknięcie Białorusinów

Sprawa zostałaby wyjaśniona i zamknięta, gdyby wkrótce nie doszło do zastanawiającego wydarzenia. Otóż niedługo po desperackiej akcji białoruskiego robotnika oraz jeszcze podczas związkowej interwencji na miejscu budowy, pracujący na niej Białorusini błyskawicznie opuścili Polskę. Wśród nich miał być również bohater tego wydarzenia. Gdy 6 grudnia Państwowa Inspekcja Pracy odwiedziła miejsce budowy, okazało się, że tego dnia do pracy stawiła się jedynie część załogi. Kogo zabrakło w pracy? Robotników zza wschodniej granicy, przede wszystkim – Białorusinów.
Związkowcy są zaniepokojeni takim rozwojem wydarzeń. – Kto skłonił ich do błyskawicznego wyjazdu z Polski? Czy opuścili Polskę z własnej woli, czy też firma KLD Construction nie chciała, by jej pracownikami, i nią samą, zainteresowały się odpowiednie służby? Jak to możliwe, że pracujący na Ludnej białoruscy robotnicy nie mieli wiz, mimo że były im obiecane? – zastanawiają się obrońcy praw pracowniczych.

Działacze OZZ IP próbowali wyjaśnić to u bezpośredniego pracodawcy Białorusinów, KLD Construction, ale firma nie odpowiedziała na ich pytania. Jej siedziba, podana w oficjalnych dokumentach, okazała się jedynie adresem korespondencyjnym, telefonów zaś nikt nie odbiera. Związkowcy wyszukali, że kapitał zakładowy firmy wynosi tylko 5 tys. zł. Zastanawiają się więc nad odpowiedzialnością generalnego wykonawcy budowy, na której doszło do opisywanego zajścia – czy miał ona świadomość, na jakich zasadach funkcjonuje wynajęty przez nią podwykonawca i jak traktuje swoich pracowników.

Za jaką cenę?

– Budowa przy Ludnej odznacza się zadziwiającą wręcz rotacją pracowników.

Faktem godnym odnotowania jest aktywne zainteresowanie nieprawidłowościami na tej budowie mieszkańców okolicznych budynków. Sąsiedzi wielokrotnie zwracali uwagę kierownictwa budowy na rozmaite uchybienia – informują związkowcy zaznaczając, że w sprawie nieprawidłowości nie da się zrzucić całej winy na jedną tylko firmę podwykonawczą.

O nieprawidłowościach na polskich budowach, w tym szafowaniu ludzkim życiem, zdrowiem i bezpieczeństwem, alarmujemy na łamach „Dziennika Trybuna” od dawna. Sygnały o tym, w jakich warunkach muszą pracować budowlańcy, napływają do nas niemal każdego dnia. Powód zmuszanie ludzi do pracy w zagrażających im warunkach zwykle jest jeden – chęć jak największych zysków, wypracowania premii za zakończenie praw budowlanych przed wyznaczonym terminem. Korzyści z tego tytułu zgarniają szefowie, ale cenę muszą płacić zwykli pracownicy.

Tekst pochodzi z dziennika „Trybuna”.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Kto zapłaci za Ukrainę w Unii?

Dla Ukrainy przyszedł ciężki czas w jej zbrojnym konflikcie z Rosją. Nie chodzi o to (a ra…