Prezydent Andrzej Duda znowu leci z nami w kulki. Wczoraj ogłosił, iż chciałby w 2019 r. rozpisać referendum w sprawie przyjęcia przez Polskę uchodźców.

– Stanowisko polskiego rządu (…) jest jasne i niezmienne. Rząd Beaty Szydło nie zgadza się na przymusową relokację uchodźców na teren Polski. Moje stanowisko jest takie samo. Dziś jednak nie da się przewidzieć wyniku przyszłych wyborów, więc referendum w tej sprawie mogłoby się odbyć w 2019 roku, w dniu kolejnych wyborów – powiedział. Zaznaczył przy tym, że najpierw sukcesem musiałoby się okazać wcześniejsze referendum w sprawie – jak się raczej domyślamy, bo projektu nadal nie ma – wprowadzenia ustroju prezydenckiego i nowej konstytucji. Co miałby oznaczać ów ”sukces” nie wiadomo, bo Prezydent w ogóle jest człowiekiem mało konkretnym. Jakoś dużo tych referendów. Wygląda na to, że Andrzej Duda odkrył jedno ze swoich uprawnień i z radością postanowił korzystać z niego, ile wlezie. Bo może.

Polityczny cel takiego ruchu jest jasny. Nie chodzi o 7 tys. ludzi, które poprzedni rząd obiecał przyjąć – przecież nie są zarodkami, lecz żywymi ludźmi. Chodzi o napędzenie do lokali wyborczych fobicznego elektoratu, który w następnych wyborach parlamentarnych zagłosuje na prawicę, a także o spolaryzowanie sceny politycznej na dwa bloki, czyli liberałów z dominującą Platformą Obywatelską i konserwatystów z Prawem i Sprawiedliwością. A przy okazji odebranie tematu nieskutecznemu Kukizowi, który w tej samej sprawie zbiera podpisy, ale się dozbierać nie może.

Według badań CBOS-u z tego roku przeciwko przyjęciu uchodźców jest 74 proc. badanych, za – 22 proc., a 5 proc. nic na ten temat nie sądzi. Żyjemy w kraju, w którym zupełnie cynicznie minister spraw wewnętrznych mówi, że opinia policji dotycząca Przystanku Woodstock będzie negatywna, bo mogą tam przyjechać imigranci, aby przeprowadzić zamachy, a straszą tym takie tuzy dziennikarstwa pokornego wobec władzy jak Agaton Koziński czy Łukasz Warzecha. Atmosfera dyskusji o realnym przecież ”problemie” jest daleka od powagi, tak jak wyżej wymienieni publicyści są dalecy od cywilizacji.

Nigdy nie rozumiałem traktowania głosowania powszechnego jako ”święta demokracji bezpośredniej”, faktycznie bowiem jest to polityczne narzędzie do mamienia naiwnych. Pragnę zauważyć, że pomimo zbiórki miliona podpisów, wykonawca poleceń z Nowogrodzkiej milczy w kwestii referendum szkolnego. Myślicie, że zapomniał?

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Referendum szkolne to musztarda po obiedzie. Opozycyjni libertarianie, zajęci wcześniej obojętnymi dla społeczeństwa TK i „kompromisem”, którego PiS nie chciał zmieniać, obudzili się po uchwaleniu nowej ustawy.

  2. Uchodźcy (islamscy w ogromnej większości) to akurat jedna z bardzo niewielu spraw w której pomylony rząd ma rację.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…