„Bury” niby zabijał, ale tylko czasem. Właściwie to sam nie zabijał, tylko nie umiał dopilnować dowódców pododdziałów, ale tak naprawdę i do nich trudno mieć pretensje, bo strzelali głównie do „złych”. Z żenującą apologią jednego z owianych złą sławą „żołnierzy wyklętych” wystąpił w środę historyk z IPN na wykładzie w Białymstoku.

Romuald Rajs, ps. „Bury”, 1943 r. / Źródło: Wikimedia Commons

W 2005 r. prokurator IPN napisał, że Romuald Rajs popełnił „zbrodnie przeciwko ludności popełnionym w celu wyniszczenia części obywateli polskich z powodu ich przynależności do białoruskiej grupy narodowościowej o wyznaniu prawosławnym”. Nie miał wątpliwości, że chodziło o „wyniszczenie części tej grupy narodowej i religijnej”. Wygląda na to, że w czasach, gdy z „żołnierzy wyklętych”, wszystkich bez wyjątków, zrobiono bogoojczyźnianych herosów bez skazy, opinia ta zostanie unieważniona albo przynajmniej schowana bardzo głęboko pod dywan. Jakie jest aktualne stanowisko, pokazał na wykładzie organizowanym przez Centrum Edukacyjne IPN w Białymstoku naczelnik tutejszego Oddziałowego Biura Badań Historycznych Tomasz Łabuszewski.

Doktor historii, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego i tamtejszego najlepszego ponoć w Polsce Instytutu Historycznego niemalże stawał na głowie, by udowodnić, że jeśli oddział „Burego” kogoś zabił, to tylko w słusznej sprawie albo wskutek niewłaściwego zachowania samej ofiary. Tłumaczenia dotyczące kolejnych miejscowości, w których doszło do zbrodni, brzmiały już nie tyle absurdalnie, co groźnie.

Opowiadając o zbrodni w Zaleszanach Łabuszewski najpierw tłumaczył, że właściwie „Bury” najpierw nie zamierzał niszczyć wsi. Kiedy zmienił zdanie, postanowił zgonić mieszkańców do jednego budynku, który potem został podpalony. – Można traktować to jako próbę ograniczenia ofiar wśród ludności cywilnej. Prawda jest taka, że budynek, w którym zgromadzono miejscową ludność, podpalono, ale nikt w nim nie zginął. Kiedy ludzie z tego budynku zaczęli uciekać po podpaleniu, żołnierze z 3. Brygady PAS-u strzelali, ale nie do ludzi – z pełną powagą tłumaczył „specjalista”. Skąd zatem ofiary śmiertelne? – Większość z tych ludzi zginęła, dlatego że nie zdecydowała się na ujawnienie. Po prostu kryła się w domostwach, które zostały podpalone – z kamienną twarzą historyk usprawiedliwiał spalenie żywcem kobiety w zaawansowanej ciąży, kilkorga jej kilkuletnich dzieci i malutkiego dziecka w kołysce, które inna matka zostawiła w domu, idąc na ogłoszone przez „wyklętych” zebranie.

Trzy kolejne pacyfikacje Zań, Szpaków i Końcowizny? W przypadku ostatniej miejscowości historyk z satysfakcją odnotował, że nie było ofiar śmiertelnych. „Bury” tylko spalił gospodarstwa, o co chodzi? W Szpakach zginęło kilka osób – ponownie, podtekst jest jasny: przecież to nic strasznego. W Zaniach ofiar było od 24 do 30, wśród nich kobiety i dzieci. „Znawca” z IPN zdobędzie się na rzetelną ocenę „Burego”? Jeszcze czego, Łabuszewski przyznał wprawdzie, że hańbą jest mordować cywilów, no ale zasadniczo sprawa obciąża dowodzącego konkretnym pododdziałem Jana Boguszewskiego. Szybko zresztą dodał, że „Z całą pewnością miejscowości owe prezentowały stosunek niechętny, żeby nie powiedzieć wrogi, w stosunku do oddziałów niepodległościowego podziemia.” I wszystko jasne, „wyklęci” mieli święte prawo pokazać, co robią z takimi, którym nie podoba się ich działalność.

W odniesieniu do zbrodni popełnionej na wozakach, których wcześniej „Bury” zmusił do przewożenia swojego oddziału, „obrońca pamięci narodowej” nie miał już specjalnie argumentów. Musiał przyznać, że „31 stycznia 1946 r. w lesie koło Puchał Starych na mocy rozkazu dowódcy 3. Brygady rozstrzelano według różnych danych od 24 do 30 zatrzymanych wcześniej furmanów w wieku od 17 do 56 lat”. Pospieszył jednak z komentarzem, jakoby odpowiedź na pytanie, dlaczego „wyklęci” tak postąpili, była absolutnie poza zasięgiem badaczy. Nie znał relacji, wedle których mordowano prawosławnych, a katolików puszczano wolno? Nie czytał dostępnych w druku wspomnień samych podkomendnych „Burego”, którzy opowiadają, jak dowódca tłumaczył im, dlaczego należy strzelać do „kacapów”?

Aż szkoda, że dr Łabuszewski sam musiał prowadzić tego typu prelekcję. Mógł pójść do archiwum albo biblioteki i dalej prowadzić swoje dociekania na w temacie dzielnego podziemia. Do przedstawiania argumentacji, jaką zademonstrował, nie trzeba doktoratu z historii. Wystarczy poczytać „niepokorne” gazetki polskiej prawicy. One w podobny sposób opowiadają o dzielnym „Burym” od kilkunastu lat. Teraz triumfują. IPN oficjalnie przejmuje ich punkt widzenia.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Przecież od zarania dziejów kler wynosił na ołtarze morderców, gwałcicieli…zbrodniarzy na dzieciach…kobietach i mężczyznach. Modlą się do tych sukinsynów..i dzieci uczą tego samego. Indoktrynacja na całego. Fe !!!

  2. A od kiedy to konwencja Haska z 1907 roku tworzy wyjątki dla mordów na ludności cywilnej ,,niesłusznej” ideolo???
    A tą żołnierze, podoficerowie i oficerowie przedwrześniowego WP musieli znać i się do niej stosować.
    Dziś tworzy się przedziwne wolty prawne aby wybielić swoich ideoli…

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…