Zdjęcie Bojana Stanisławskiego

Nikt chyba nie przewidywał na początku tzw. transformacji w 1989 r., że już dwie dekady później, pomiędzy Wisłą a Odrą rozszaleje się taki obłęd, jaki przyszło nam obserwować dziś.

Jego głównymi składnikami były dotychczas: pogarda dla słabszych, rozliczne fobie narodowe, fundamentalizm katolicki, kolektywne stany lękowe, PO, PiS, “Gazeta Wyborcza” i lokajski kapitalizm. Teraz do tego zacnego zbioru dołączył Kazimierz Staszewski – niegdyś ikona polskiego undergroundu, antykomunista, antybolszewik, jehowita, korwinoid, bogacz, autor tekstów, były felietonista, facet od blisko 30 lat grający to samo, któremu szkoda iść na emeryturę chyba wyłącznie przez wzgląd na własną artystyczną próżność… A dziś?

Dziś próbuje się sprzedać sprzedać jako produkt nowy, świeży w radykalizmie i bezkompromisowy. Nie zauważa, że jest jedynie symbolem tradycyjnych polskich kompleksów. Obłaskawiony ongiś przez obóz „Gazety Wyborczej” i kucerię, teraz  nagle zyskał błogosławieństwo prawej strony sceny politycznej krzyżowców spod znaku Polonia Christiana, specjalistów od dekonstrukcji humanizmu i Renesansu, światowej rewolucji luterańskiej, wrogów lóż masońskich itp.

Przychylność publicystycznych rekonstruktorów mentalnego polskiego średniowiecznego zaskarbił sobie nasz szansonista wywiadem, jakiego był uprzejmy udzielić dziennikarzowi “Rzeczpospolitej” (dodatek “Plus-Minus”, 18 grudnia 2015 r.). Odpowiadając na pytania, Staszewski świadomie zapisał się do obozu faktycznych radykałów, przy których nawet szef słynnej toruńskiej rozgłośni wydaje się zupełnie nieszkodliwym wiejskim proboszczem.

Muzyk najpierw – i o to chyba “Rz” chodziło – afirmował Prawo i Sprawiedliwość, jednocześnie rugając PO, a potem złapał flow i po prostu „puścił się poręczy”. W ostatecznych konstatacjach Staszewskiego znienacka okazało się, że cały dorobek europejskiego oświecenia jest kompletnie do niczego, że demokracja nie spełnia niczyich oczekiwań; że Polsce potrzebny jest król oraz “grupa światłych ludzi”, która mu doradza. Kazik nie pozostawia wątpliwości, wyraźnie podkreśla, że jest konserwatywny światopoglądowo i liberalny w kwestiach gospodarczych. Wyznaje już dwa pierwsze elementy słynnego triumwiratu wiodącego do idealnego społeczeństwa Grzegorza Brauna: kościół-szkoła-strzelnica. Ale do doskonałości jeszcze jeden krok. Zrobi go, udzielając czym prędzej wywiadu Samuelowi Pereirze i Dawidowi Wildsteinowi na łamach “Gazety Polskiej” pt. “Flinta zamiast mikrofonu”.

Ot, dziedzictwo Jarocina.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. z gwiazd jarocińskiego okresu to tylko roman kostrzewski (ex-kat) twardo obstaje przy swych socjaldemokratycznych i ateistycznych poglądach.
    panowie z dezertera w latach ’90 nagrywali „antysystemowe” płyty, a w wywiadach i prywatnych rozmowach wychwalali nasz dziki kapitalizm i śmiali się z ofiar transformacji i później wyjątkowo ciepło odnosili się do „polityki historycznej” i pisowskiej wersji świata.
    paweł kukiz odleciał w wybuchowym stylu poza bandę (jednak szacun – staszewski to przy nim asekurant).
    poza kostrzewskim, z tamtych ludzi na szacunek zasługują tomasz adamski (siekiera), tomasz budzyński (siekera, armia, 2tm2,3) i robert brylewski (kryzys, brygada kryzys, izrael, armia, falarek) – ci goście poszli swoimi drogami i pozostają sobą (pomimo religijnego odpału budzego i totalnej używkowej degeneracji bryla) i robią swoje.
    co do staszewskiego – dopóki wśród licealnej i studenckiej braci dominować będą półgłówki, ów pan nigdy nie straci publiczności.

  2. Alkohol. Tego nie oszukasz. Kukiz, Kazik i inni. Twarze niwej kampanii reklamowej Polmosów.
    Piłeś? nie przestawaj!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ruski stanął okoniem

Gdy się polski inteligencik zeźli, to musi sobie porugać kacapa. Ale czasem nawet to mu ni…