Ministerstwo Środowiska nie wyrobiło się z przygotowaniem swoich rekomendacji zmian w ustawie na ostatnie posiedzenie sejmowej podkomisji. Pokazało je teraz. Ekolodzy kwitują krótko: „tylko tyle”?

Henryk Kowalczyk/wikimedia commons

Minister Henryk Kowalczyk odniósł się tylko do trzech punktów spornych pomiędzy myśliwymi a stroną społeczną, choć jest ich o wiele więcej. Zaproponował iście salomonowe rozwiązania.
W kwestii odległości od zabudowań, w jakiej będą mogły odbywać się polowania, ekolodzy postulowali 500 metrów. W obecnej ustawie widnieje zaledwie 100 metrów, co zwiększa ryzyko, że komuś po prostu stanie się krzywda. Minister Kowalczyk pochylił się nad problemem… i zaproponował odsunięcie myśliwych o 50 metrów. Czyli na odległość 150 m. To jego „kompromis”.

Kolejna kość niezgody to możliwość wyłączenia swojej ziemi z obwodu łowieckiego. Myśliwi w procedowanej właśnie noweli domagają się, aby rozstrzygał o tym sąd na wniosek właściciela gruntu, pod warunkiem, iż ten dowiedzie, że narusza to jego przekonania. Ekolodzy uważają, że ta „klauzula sumienia” to żart.

Chcą, aby można było wyłączyć grunt z polowania za pomocą zwykłej pisemnej deklaracji – a najlepiej, aby to myśliwi pytali o to przy ustalaniu granic obwodów. Kowalczyk chce, aby załatwiać to notarialnie.
Kolejna propozycja Ministerstwa Środowiska to większy nadzór na Polskim Związkiem Łowieckim (chce wyznaczyć łowczego krajowego, a także zweryfikować statut organizacji) oraz dekomunizacja władz PZŁ (tu ciekawostka: szef PZŁ Lech Bloch był ponoć zarejestrowany jako TW „Kazimierz”).

– Rekomendujemy również, by ponownie rozpatrzyć kwestie odszkodowań w zakresie przejęcia przez PZŁ zobowiązań kół łowieckich z tytułu niewypłacanych w terminie odszkodowań za szkody łowieckie. Jeżeli koło łowieckie nie wypłaci go w terminie, obowiązek ten – zgodnie z ustawą – przeszedłby na Polski Związek Łowiecki  z zachowaniem możliwości zwrotnego roszczenia od koła łowieckiego – dodał minister Kowalczyk.

Zabrakło m.in. odniesienia się do budzącego wielki sprzeciw zapisu w specustawie o „umyślnym zakłócaniu polowania”.

– Cała reszta naszych postulatów została pominięta. Lobby łowieckie wciąż jest bardzo silne. Nie wiem, dlaczego minister mówił o kompromisie. Posłowie na pewno go nie posłuchali na ostatniej podkomisji. Wydaje się dziś, że słowa ministra były piarowym działaniem po to, żeby uspokoić społeczeństwo. Ale to są zbyt ważne sprawy, by można było nas karmić bzdurami. Mieszkańcy nie chcą poddawać się wąskiej grupie myśliwych zabijających zwierzęta dla przyjemności – denerwuje się Radosław Ślusarczyk z Pracowni Na Rzecz Wszystkich Istot.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…