Tak przynajmniej sugerują deputowani Parlamentu Europejskiego, którzy zwrócili się do Komisji Europejskiej, by przeszkodziła rozrostowi nazizmu w krajach bałtyckich.
Litwa, Łotwa i Estonia, bo o te kraje chodzi, stały się od niedawna obiektem krytyki ze strony polityków zachodnich, którzy nagle się zorientowali, że fala odrodzonego nazizmu w tych krajach zaczyna wymykać się spod kontroli. Do tej pory Unia przymykała na to oczy, ponieważ marsze byłych SS-manów z tych krajów były częścią antyrosyjskiej narracji, wygodnej dla UE. Obecnie zorientowano się, że sprawa staje się poważniejsza, niż się wydawało.
Wszelkiego rodzaju marsze, uroczystości wspomnieniowe z udziałem byłych członków zbrodniczych formacji, często z udowodnionym udziałem w masowych mordach ludności cywilnej i pogromach żydowskich oraz Holokauście – zazwyczaj odbywały się za pozwoleniem i przy akceptacji lokalnych lub centralnych władz (strajk.eu pisał o tym tutaj i tutaj). Najbardziej jaskrawym przykładem takich uroczystości jest coroczny marsz byłych członków i zwolenników legiony Waffen SS w Rydze, odbywający się 16 marca.
Z inicjatywą postawienia tamy tym ruchom zwróciła się grupa eurodeputowanych z frakcji GUE/NGL (Zjednoczona Lewica Europejska – Nordycka Zielona Lewica), w skład której wchodzą m.in. takie partie jak Komunistyczna Partia Czech i Moraw, Sojusz Lewicy z Finlandii, francuski Front Lewicy, grecka Syriza, hiszpańskie Podemos i Zjednoczona Lewica, Lewica z Niemiec, Portugalska Partia Komunistyczna.
Dokument ten będzie jesienią skierowany do Komisji Europejskiej, która będzie musiała zająć jakieś stanowisko w tej sprawie. Trudno sobie wyobrazić (choć nie jest to niemożliwe), by Komisja jednoznacznie wzięła w obronę nazistów.
Putin: jesteśmy gotowi do wojny jądrowej
Prezydent Rosji udzielił wywiadu dyrektorowi rosyjskiego holdingu medialnego „Rossija Sego…
Szlachetny Zachód „nagle” spostrzegł, gdzie wylęgarnia nazizmu? Ale skąd idzie zaraza, to już nie dostrzega. Nie sięgając odległych wieków, warto pamiętać, ze prześladowania na Litwie, Łotwie i Estonii po 1940 roku, kontynuowane po przegnaniu Niemców hitlerowskich rzutują po dziś dzień. Zarazem na nastroje w krajach wpływała liczna emigracja jeszcze sprzed 1940 roku, osiadła nie tylko w krajach skandynawskich. Poczucie tożsamości narodowej w tej sytuacji odwołuje się do walki przeciw sowieckim wspomnieniom. Dziś w Polsce osiągamy podobny poziom patrzenia na lata powojennej odbudowy kraju, lekceważąc odzyskanie Ziem Zachodnich. Mentalność niemal zbliżona, z tym, że nasze osiłki dają prawdziwy pokaz kultury podczas wyjazdowych meczów piłkarskich, często przegrywanych. i tak to sie rozwija. To smutny przykład nieudolności nowych rządzących „elit’ do kształtowania pocucia suwerenności i stabilizacji w Zjednoczonej Europie, kosztem szukania czarownic i widm przeszłości. Z ta rożnicą, że akurat język niemiecki mile przyjmowany. Mżonki o polskim przywództwie możemy sobie schować do najgłębszych zakamarków.
„… marsze, uroczystości wspomnieniowe z udziałem byłych członków zbrodniczych formacji, często z udowodnionym udziałem w masowych mordach ludności cywilnej i pogromach żydowskich oraz Holokauście – zazwyczaj odbywały się za pozwoleniem i przy akceptacji lokalnych lub centralnych władz…”
Nie tylko za pozwoleniem i przy akceptacji. One były ochraniane przez wzmocnione oddziały policji, bo nie wszystkim mieszkańcom tych krajów się to podobało i występowali aktywnie przeciwko nim.
Politycy zachodni doskonale wiedzieli o tych faszystowskich sabatach, ale wszystko, co było i jest antyrosyjskie, jest dla nich koszerne.
Dziwne? Normalne, wszak swe istnienie jako narody zawdzięczają tym, ma kogo dziś plują.