Amerykanie odnieśli pewne sukcesy podczas bombardowania pozycji Państwa Islamskiego w Libii. Sami jednak przyznają, że długofalowego rozwiązania problemów tego kraju nie widać.

Bojownicy Państwa Islamskiego w Libii/ flickr.com
Bojownicy Państwa Islamskiego w Libii/ flickr.com

Obalenie Mu’ammara Kaddafiego stało się początkiem wojny domowej, na której szczególnie skorzystało Państwo Islamskie. 1 sierpnia Amerykanie rozpoczęli bombardowanie zajętych przez terrorystów obszarów. Celem ataków z powietrza są należące do IS czołgi, ciężarówki przewożące broń i zaopatrzenie oraz pozycje, na których umocnili się bojownicy terrorystycznej sekty – po bombardowaniach następują ataki lądowe w wykonaniu żołnierzy wiernych libijskiemu Rządowi Zgody Narodowej.

Taka taktyka się sprawdza. Tym bardziej, że Państwo Islamskie w Libii postrzegane jest jako kolejna zagraniczna interwencja i nie zdobyło zbyt wielkiego poparcia wśród miejscowych (zupełnie inaczej niż w Iraku, gdzie część sunnitów na początku patrzyła na dżihadystów całkiem życzliwie). Problem w tym, że „Rząd Zgody Narodowej” istnieje zaledwie od czterech miesięcy i ma za sobą poparcie tylko części libijskiego społeczeństwa. Na dobrą sprawę nie ma programu ani pomysłu na uspokojenie sytuacji w kraju, jest wewnętrznie skłócony. Nawet wojska, które wystawił do walki z IS, to niewielkie oddziały specjalne, z racji ograniczonej liczebności zdolne do prowadzenia działań tylko na ograniczoną skalę, bez centralnego sztabu i jednolitego dowodzenia. Konkurencją dla gabinetu z Trypolisu są ludzie (i wojsko) skupione wokół gen. Chalify Haftara oraz cała plejada mniejszych organizacji zbrojnych dowodzonych przez lokalnych watażków. Niektóre deklarują islamski fundamentalizm, inne niekoniecznie, zgadzają się jednak co do jednego – obecny chaos im odpowiada.

Amerykanie chcieliby wykurzyć Państwo Islamskie z Libii i zastanawiają się nad przekazaniem broni nie tylko rządowi, ale i niektórym z jego konkurentów. Nie ma jednak żadnej gwarancji, że przekazane uzbrojenie nie wyląduje w niewłaściwych rękach. Nie chodzi tylko o perspektywę zdobycia go przez IS, ale choćby o to, by wzmocnione organizacje nie rzuciły się na słaby rząd w Trypolisie, ostatecznie rujnując tę – i tak licho rokującą – próbę odbudowania władzy centralnej. Organizatorzy interwencji zbrojnej przeciwko Kaddafiemu już zdają sobie sprawę z tego, że przynieśli Libii po prostu ruinę. Szkód, jakich doznał ten kraj, nie da się już naprawić.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Putin: jesteśmy gotowi do wojny jądrowej

Prezydent Rosji udzielił wywiadu dyrektorowi rosyjskiego holdingu medialnego „Rossija Sego…