Na początku kwietnia zakończył się proces karny, w którym były poseł PiS i przywódca polskich patriotów jest oskarżony o oszustwo.

Znany z szokujących wypowiedzi prawicowy ekstremista, Artur Z., ma za 10 dni usłyszeć wyrok ws. spółki Tempo. Nie przyznaje się do winy, podczas procesu dał wyraz typowym dla siebie i swojego środowiska politycznego maniom – oskarżył jednego ze świadków o związki z obcymi służbami wywiadowczymi.

Subsydiarny akt oskarżenia do Sądu Okręgowego w Lublinie skierowało dwóch tamtejszych biznesmenów – Krzysztof i Michał Maciejewscy; są rodzeństwem. Do oszustwa, które zarzucają Arturowi Z. miało dojść blisko sześć lat temu. Maciejewscy aplikowali wówczas o 20 mln zł dotacji z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej na budowę biogazowni. Poszukiwali inwestora, który skredytuje ich na kilkanaście milionów złotych – konieczny był tzw. wkład własny. Wsparcie zaoferować im miała firma Business Consulting Group, ale obie strony toczą spór właśnie o to, kto przedłożył propozycję współpracy. Według doniesień medialnych pewne jest, iż BCG nie była zainteresowana udzieleniem pożyczki, lecz wykupieniem udziałów w spółce Tempo. Połowa z nich miała trafić do utworzonej specjalnie w tym celu firmy pod nazwą Green Energy Europe. Ostatecznie, do porozumienia nie doszło. Cała sprawa skończyła się serią skandali i wzajemnych pozwów oraz doniesień do prokuratury.

Maciejewscy twierdzą, że złożyli ofertę sprzedaży swojej spółki, ale druga strona nie odpowiedziała w terminie, co skłoniło ich do uznania transakcji za niebyłą. Tymczasem 8 grudnia 2010 r., przy okazji kontaktu z jakimś bankiem, którego nazwa nie pada, Maciejewscy dowiedzieli się, że nie są już właścicielami firmy.

– Okazało się, że GEE rzekomo przyjęło naszą ofertę dwa dni przed terminem. Sąd niemal natychmiast wpisał do KRS nowych udziałowców. Zrobił to jedynie na podstawie oferty, bez ostatecznej umowy – mówi, cytowany przez „Dziennik Wschodni”, Michał Maciejewski.

Maciejewscy uznali, że padli ofiarą wyłudzenia. Stracili nie tylko prowadzone przez siebie przedsiębiorstwo, ale także wspomniane wcześniej 20 mln zł dotacji. Oskarżyli więc o oszustwo swoich dawnych partnerów biznesowych, w tym Artura Z. To on miał proponować im współpracę i brać udział w rozmowach.

Podczas rozprawy nie zabrakło typowego dla polskiej prawicy folkloru. Gdy jeden z prawników przywołał rzekome spotkanie Artura Z. z niejakim Konradem Rękasem, lubelskim dziennikarzem i samorządowcem, podczas którego to Z. miał przyznać się do oszustwa przy przejmowaniu spółki Tempo, Artur Z. zaprzeczył, by taka rozmowa kiedykolwiek miała miejsce i wypalił: „Konrad Rękas nie jest dziennikarzem. Jest przedstawicielem agentury obcego państwa”.

Poczucie humoru nie opuszcza luminarzy polskiej prawicy nawet na sali sądowej.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…