Marsz ku czci Stepana Bandery, Kijów, styczeń 2015 r. / fot. Wikimedia Commons

Z cyklu: studia z pogranicza antropologii społecznej. Na Marsz Niepodległości przygotowuje się Czarny Blok – prawicowa frakcja, która, jeśli wierzyć plotkom, przeraża nawet czołowych działaczy ONR. Można rozpoznać ich po tym, że obnoszą się z sympatią do ukraińskiej partii Swoboda i Niemieckiej Partii Narodowodemokratycznej.

Lewica, nad czym niejednokrotnie ubolewał w swoich felietonach red. Bojan Stanisławski, ma różne odcienie czerwieni, aż po śliwkowy fiolet. Niesie różne sztandary, siedzi na mikrokanapach. Ale, jeśli może stanowić to dla kogoś pocieszenie – po prawej stronie barykady nie jest inaczej. Tuż przed największym eventem prawicy – Marszem Niepodległości, trwa najwyraźniej wielkie upychanie po kątach wszystkich enfant terrible, których toleruje się przez 364 pozostałe dni w roku, ale nie 11 listopada. Temat wyciągnął na światło dzienne jeden z narodowców „głównego nurtu”, który zaalarmował: zróbcie coś z tą garstką świrów z Czarnego Bloku!

A któż to taki?

Fanklub UPA?

Czarny Blok przedstawia się jako übernacjonaliści, najniezależniejsi z niezależnych. Tylko że…

„W rzeczywistości są to najzwyczajniej zwolennicy i entuzjaści ukraińskich pseudonacjonalistycznych szowinistów – czyli banderowców” – to fragment tekstu działacza ONR Michała Mikłaszewskiego z bloga tenetetraditiones.pl, który przytoczono w całości na Salonie24. – „Od wielu lat współpracują otwarcie z neo-banderowskimi organizacjami ukraińskich pseudo-nacjonalistów takich jak Svoboda, Pravy Sektor, pułk Azov”. Autor jasno daje do zrozumienia, że „lajtowy” w porównaniu z nimi ONR i w ogóle wszelka „mainstreamowa prawica” jest tak samo zaskoczona obecnością potencjalnych sympatyków Stepana Bandery na polskim Marszu Niepodległości, jak ja, pisząc ten tekst.

fot. facebook.com/ Szturmowcy

„Mordercy Polaków są dla współczesnych nacjonalistów ukraińskich bohaterami narodowymi i wzorami do naśladowania, którym do dziś są tam stawiane pomniki, a ich pamięć jest żywa i czczona” – zżyma się Mikłaszewski. – „Każą nam zapomnieć o okrutnym ludobójstwie, o tym co dokonali Ukraińcy na Wołyniu, o straszliwych mordach (…)”. Z emocjonalnego wpisu możemy dowiedzieć się również, że Czarny Blok pochwala przyznanie się do okupacji „rdzennych ukraińskich ziem” przez II RP i domaga się pokajania przed bratnim narodem – a tego środowiska narodowe nie wybaczają.

Temperatura wpisu rośnie, aż w ostatnich akapitach autor wybucha rzucanymi w przestrzeń groźbami: żebym was 11 na marszu nie widział! Nie chcemy was tam, antypolskie szuje! „Jeżeli zobaczę gdzieś ukropską szmatę, to przy pierwszej nadążającej się okazji, dokonam jej spalenia!”. Wygląda, jakby naprawdę zaleźli prawakom – „normalsom” za skórę, choć podobno „reprezentują bardzo niewielką, choć jednocześnie bardzo hałaśliwą grupę. Łącznie uczestników „Czarnego Bloku” będzie [na Marszu – WK] może kilkudziesięciu, może najwyżej kilkuset”…

Masz za Putina!

W zeszłym roku podczas Marszu Niepodległości doszło do incydentu znanego szerzej tylko obserwatorom prawicowych międzykanapowych przepychanek. Pobitych przez obecnych na pochodzie ukrainofilów zostało kilku działaczy Narodowej Wolnej Polski, w tym jej szef, Damian Bieńko (główny bohater poniższego filmu).

Wprawdzie robi on wrażenie, jakby zarost na jego twarzy wciąż był niejaką nowością, ale co do jednego wątpliwości nie pozostawia: Bandery to on nie lubi, oj nie. I ogłasza to w przystępnym dla kolegów z prawicy języku: „To jest flaga morderców Polaków! Jebać UPA!”.

Awantura, według informacji zdobytych drogą szeptaną, wybuchła o to, że działacze NWP pod jego przywództwem mieli rozsierdzić się na obecność flagi UPA na polskim marszu – i ponoć zrobili z nią coś jeszcze gorszego niż na przywołanym filmie, czyli bezceremonialnie spalili. Na odwet nie trzeba było długo czekać: wkrótce na stronie Molotoff.info grupa Ukraińców pochwaliła się pobiciem Damiana Bieńki oraz kradzieżą i sprofanowaniem należącej do niego flagi organizacyjnej. Pojawiło się sformułowanie: „Pozostawione na malowniczym brzegu Wisły nieprzytomne ciało Bieńki ma być lekcją dla Polaków”.

Potem fakty przestały się zgadzać. Bo do pobicia Bieńki przyznali się także polscy narodowcy, bliżej nieokreślonej proweniencji – a zapewnienie o tym, że było to ich własne dzieło, przysłali anonimowo do redakcji „portalu niezależnych nacjonalistów” autonom.pl (zapamiętajmy to medium, gdyż jego twórcy idą na Marsz właśnie w ramach Czarnego Bloku).

„Akcja (…) została przeprowadzona przez środowisko polskich nacjonalistów. Jest to jednoznaczny sprzeciw przeciw funkcjonowaniu na rodzimej scenie nacjonalistycznej nurtów bratających się z komunistami, popierających imperializm rosyjskie oraz szerzących szowinizm wobec bratniego Narodu Ukrainy” – napisali w „Oświadczeniu w sprawie lekcji wychowawczej danej antyukraińskim szowinistom na Marszu Niepodległości”.

Najwyraźniej wszyscy uznali, że przyznanie się do pobicia Damiana Bieńki daje +15 do prestiżu. Państwo Islamskie również przyznaje się do wszystkich zamachów, o których usłyszy. Ale najbardziej interesujący w całej sprawie jest fakt, że sympatyzująca od niedawna z partią Zmiana NWP zyskała w środowisku łatkę „piesków Putina” – i – jak przekonywał poturbowany Bieńko – to za prorosyjskie sympatie, a nie za spalenie ukraińskiej flagi, oberwał na Marszu.

Kocha, lubi, szanuje

Podzbiór ukraińskich nacjonalistów w wielkim podzbiorze nacjonalistów polskich to środowisko, które, jak wywodzi Mikłaszewski, wywodzi się z trzech źródeł: to ludzie związani z magazynem „Szturm” (tak zwani Szturmowcy – to oni w przeddzień Święta Niepodległości mieli zorganizować konferencję, na którą zaproszony był amerykański gwiazdor ruchu alt+right Richard B. Spencer), działacze skupieni wokół wymienionego już portalu autonom.pl oraz niedobitki Narodowego Odrodzenia Polski (pod wodzą Adama Gmurczyka).

Faktem jest, że ci ostatni już w 2011 nawiązali oficjalną współpracę ze Swobodą. Zaprosili do Polski jej przedstawicieli na spotkanie robocze, a na swojej stronie internetowej ogłosili, że „przeszłość nie powinna jednak przysłaniać teraźniejszości, a zwłaszcza przyszłości” bo „ani Polacy, ani nikt inny nie ma prawa przedstawiać ocen historii Ukrainy, ani ukraińskich bohaterów”. Od 2013 lubią się również z pogrobowcami NSDAP czyli Niemiecką Partią Narodowodemokratyczną.

„Autonomowie” natomiast skrzętnie ukrywają swoje tożsamości. Wiadomo, że oni z kolei specjalizują się w podtrzymywaniu dobrych stosunków z neofaszystami z Litwy (tymi samymi, którzy urządzili w Wilnie wielką demonstrację poparcia dla rządowych planów likwidacji polskiej oświaty). Są programowo antyputinowscy. W 2012 zorganizowali we Lwowie „międzynarodową konferencję nacjonalistów”, gdzie oprócz noeonazistów z Litwy i Białorusi, gościem honorowym był Włoch Gianluca Ianone – lider skrajnego ruch CasaPound Italia. Taki aspirujący Mussolini.

Szczurm und Drang

Szturmowcy zaś (nazywani przez normalsów „szczurmowcami”) to, jak sama nazwa wskazuje, chłopaki z magazynu „Szturm”. Oprócz Ukrainy, miło wyrażają się o łotewskim legionie Waffen SS.

Jak zauważają redaktorzy z portalu Stop Nacjonalizmowi, „w redakcji pisma udziela się czterech studentów lub absolwentów historii: Jakub Siemiątkowski, Adam Busse, Grzegorz Ćwik, Paweł Płokita i Miłosz Jezierski”. Jezierski, który mieszka w Sztokholmie i ponoć pracuje jako asystent w kancelarii prawnej, miał być zatrzymywany przez ichniejszą policję za próbę blokady marszu równości razem z Młodzieżą Nordycką.

Linia programowa „Szturmu” wydaje się pokrewna z tą prezentowaną przez NOP – i jest to skojarzenie poprawne. Magazyn powstał we wrześniu 2014 roku i został założony przez Bogusława Koniucha – byłego lidera NOP w Białymstoku oraz grupę wszechpolaków, w tym wymienionych wyżej historyków. Wcześniej publikowali oni w „Polityce Narodowej” i „Polsce Niepodległej”. Oprócz tego swoim doświadczeniem posłużył im założyciel Autonoma właśnie – Juliusz Makowski i paru młodych działaczy ONR. Redakcja już na początku nawiązała puchaty romansik z Azovem i niemiecką NPD. Acha, zapomniałabym. Bardzo chcą uwolnić Janusza Walusia.

Szturmowcy nie lubią, kiedy nazywa się ich neonazistami. Wolą mówić o sobie „patrioci” i „polscy nacjonaliści”. Tylko że, jak wykazały drobiazgowe śledztwa zespołu Stop Nacjonalizmowi, „Szturm” patronuje imprezom muzycznym, takim jak np. festiwal Ku Niepodległej, razem z grupami jawnie już neonazistowskimi i antysemickimi. A taką są np. skupieni wokół polskiego oddziału wytwórni Strong Survive Records działacze Blood & Honour. To lubelskie środowisko, uwaga – „autonomicznych”. Lublin to w istocie mekka nacjonalistów. Stąd wypłynęli Marian Kowalski, Artur Zawisza, Konrad Rękas. Prawicowa ośmiornica zaplątuje swoje macki na cztery supły i obraca się wokół własnej osi.

W Szturmowców wtopiła się niedawno grupa znana jako Radykalne Południe. To również ciekawy zlepek:  lubią włoskich faszystów i niemieckich identytarystów, ale i ukraińskiemu nacjonalizmowi nie powiedzą „nie”. Są ultrakatoliccy, ale czasem lubią poobklejać się runami i pointegrować z neopoganami. Założył ich dawny współpracownik Przemysława Holochera. Powstali w Bielsku-Białej.

Sami Szturmowcy na swoim profilu na oficjalnej stronie na Facebooku piszą o swoich ukraińskich sympatiach w sposób dość pokrętny. Z jednej strony przyznają, że UPA to rzeź wołyńska, z drugiej – „formacja walcząca przede wszystkim z bolszewią”. Ukrainę chcą wciągnąć do… Międzymorza. Sugerują generalnie: co złego to nie my. Ktoś jednak pobił Damiana Bieńkę. Ktoś podkreślał, że dał mu w pysk za „antyukraiński szowinizm”. Nie żaden inny, antyukraiński właśnie. Coś na rzeczy być musi – chyba że założymy, że niczego nie podejrzewające, prostolinijne chłopaki nie wiedzą, czym zajmują się (oprócz budowania Międzymorza naturalnie) Azov czy NPD, na których zloty jeżdżą. A z ukraińskimi flagami na Marsz zapewne przychodzą duchy.

Zróbcie se swój marsz

„Mam absolutną pewność, że zdecydowana większość Polaków, Polskich Narodowców, nie życzy sobie obecności potomków naszych morderców, którzy czczą Banderę i innych >>bohaterów<< z UPA, na Marszu Niepodległości, w nasze święto narodowe, 11 listopada w Warszawie! Sz[cz]urmowcy, autonomy, i pogrobowcy NOPu nie są organizatorami Marszu Niepodległości, nie mają więc żadnego prawa kogokolwiek na niego zapraszać. NOP ma od lat swój marsz we Wrocławiu. Tam niech sobie zaprasza kogo chce. Polacy nie chcą banderowców na Marszu Niepodległości” – kończy swój dramatyczny apel na blogu działacz ONR.

Teraz pozostaje nam oczekiwanie w napięciu, kto przyniesie jaką flagę, kto ją spali, kogo kogo za to pobije i kto do czego kto się przyzna. Jedno jest pewne: Marsz Niepodległości jeszcze nigdy (z perspektywy lewaka) nie był tak ekscytujący.

Czytała Krystyna Czubówna.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. „w redakcji pisma udziela się czterech studentów lub absolwentów historii: Jakub Siemiątkowski, Adam Busse, Grzegorz Ćwik, Paweł Płokita i Miłosz Jezierski”

    Nigdy nie byłam orłem z matmy, ale na mój gust to jednak pięciu…

  2. ” Jedno jest pewne: Marsz Niepodległości jeszcze nigdy (z perspektywy lewaka) nie był tak ekscytujący.”
    Cóż, lewicowe, uchodźczo-tęczowo-genderowe eventy gromadzą tak do 300 osób – jeśli jest wyjątkowe wzmożenie, to i nic dziwnego że prawakom zazdrościcie…

    1. a czegoż to zazdrościć – chamstwa, głupoty, mowy nienawiści, narko-pijackiego bełkotu ???????? itp itd

  3. pokłosie pracy matołów politycznych i polskojęzycznych tub propagandowych przynosi zgniłe owoce do tego tygla brakuje jeszcze broni brawooo

  4. Ciekawe i rozwojowe. Paweł i Gaweł w jednym stali domu. Tyle, że prawica pączkuje, a lewica proszkuje. I jest jeszcze dobrym gruntem do postaw antynarodowych, zapominając, że internacjonalizm to nie kosmopolityzm.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Halo, czy dr Lynch?

August Grabski, profesor Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego, wykładowca, ciesząc…