„Ojczyznę kochać trzeba i szanować, nie deptać flagi i nie pluć na godło” ‒ śpiewa w „Wychowaniu” Muniek Staszczyk. To najbardziej rozpoznawalne wersy piosenki T.Love. Co prawda w kolejnych pada stwierdzenie dla mnie osobiście mające większą wagę: „należy też w coś wierzyć i ufać”. Od rana panowie zajmujący się zawodowym zasiadaniem w parlamencie usiłują z ekranu telewizora przekonać mnie, że to właśnie biało-czerwona jest tym czymś. Że niezależnie od tego, czy serce mamy z lewej czy z prawej, należy dziś, 2 maja, oficjalnie wyeksponować narodową tkaninę i narodową dumę.

Nie depczę i nie pluję. Ale też nie wierzę i nie ufam. Należę do pokolenia, które, choćby chciało, nie potrafi karmić się poczuciem przynależności narodowej. Więcej mnie łączy z podobnie myślącymi, choć spod innej flagi, niż w istocie z większością rodaków. A może to nie kwestia pokolenia, a specyficznego typu wrażliwości? Myśląc „flaga”, widzę przed oczami scenę z „Dnia świra” Koterskiego: pamiętny tłumek szarpiący biało-czerwoną płachtę na Placu Zamkowym w Warszawie („Dawajcie, mnie dawajcie! A właśnie, że nam, nam najwięcej!”) i powtarzam w myślach słowa głównego bohatera: „Tyle razy sobie obiecywałem, że nie będę sobie tym wszystkim nerwów szarpał; losami tego kraju, na które i tak nie mam wpływu bo już w nic nie wierzę. Jak mam wierzyć, skoro każdy mój najmniejszy wysiłek przecieka wam przez palce? Możecie wszystko mówić, obiecywać…”.

Z tym mi się ów symbol kojarzy: z elementem przetargowym w sporze między panem, wójtem a plebanem, z hipokryzją i chciwością. Z oburzeniem na Kubę Wojewódzkiego, który na wizji pokazał, jak polska flaga powiewa na kupie. Z budowaniem opozycji: biało-czerwona kontra tęczowa. Z deklaracjami o świętej miłości kochanej ojczyzny ze strony tych, co zarabiają krocie, a młodych emigrantów oskarżają o narodową zdradę, bo przecież śmieciówka pod orłem białym szlachetniejsza jest niż godne życie pod królową Elżbietą. I z tymi wszystkimi, którzy 2 maja każą recytować przedszkolakom „Coś jej winien? Oddać życie!”, po czym jadą ze szwagrem wywieźć śmieci do pobliskiego lasu. Po powrocie wywieszą w oknie flagę i ponarzekają na tych, co bez ślubu.

Nawet co do koloru biało-czerwonej nie potrafimy się zgodzić. Karmazyn, cynober, magenta a może purpura? Kto nie z nami, ten nie Polak! Wywieszamy dziś smutny symbol podziałów.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Za krótko , za mało, za mało złośliwie , za mało dosadnie . Dziękuję . Poprosze o więcej, częsciej , bardziej jadowicie i celniej.
    Co do koloru , to już dawno z robotniczą krwią sie nikomu nie kojarzy a razcej z postwaem czerwonego płótna(najdroższego w czasach kiedy obowiązywałą miara -postaw), dartego pomiędzy sobą przez szlachciury i kler.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…