Wicepremier Morawiecki zapowiedział, że po „odzyskaniu” banku PEKAO SA państwo będzie przejmowało inne banki. Za ponad 30 proc. akcji w dotychczas włoskim banku, państwowe przedsiębiorstwa PZU i Polski Fundusz Rozwoju zapłaciły  grubo ponad 10 miliardów złotych. To prawie połowa tego, co rząd wydaje rocznie na program „500 plus”. Górę pieniędzy wydano ponoć po to, by bank znowu trafił w polskie, publiczne ręce.

To kłamstwo. Tak jak nazywanie przedsiębiorstw i instytucji, którymi włada nasze państwo – publicznymi. Czy – a jakże – polskimi. Od 25 lat firmy zarządzane przez rząd są partyjne – czyli prywatne. Nie służą społeczeństwu, tylko tym, którzy rządzą i ich znajomym. KGHM, PKO BP, Orlen, Tauron, ENEA i inne spółki są dla zwycięzców wyborów od tego, by w ich władzach mogli znaleźć pracę i doskonałe zarobki Staszki i Misiewicze.

Państwowe władztwo nad firmami energetycznymi nie powoduje, że polski obywatel ma z tego jakieś korzyści, a nawet wręcz przeciwnie, bo ceny energii mamy bodaj najwyższe w Europie. Państwowe molochy energetyczne są monopolistami i dzięki temu dyktują odbiorcom ceny takie, jak chcą. Bez względu na to, czy aktualnie rządzący nimi faworyci tego czy innego rządu mają o kierowaniu firmą pojęcie, czy też nie. Polak musi prąd i gaz mieć. A skoro tak, to zaciśnie zęby i zapłaci każdą cenę.

Energetyczny monopol państwa zamiast produkować tanio i tym tworzyć podstawy konkurencyjnej gospodarki, produkuje drogo. Oczywiście wpłaca zyski do budżetu, ale przy okazji pieniędzmi z rachunków zasila tych, których chce. Poprzedni rząd robił dobrze na przykład Agorze. Teraz strumień kasy z państwowych molochów odpłynął z Czerskiej i „Wyborcza” musi zwalniać setki ludzi. Pisowscy prezesi finansują teraz media prawicowe. Ze szczególnym upodobaniem braci Karnowskich, Sakiewicza i Rydzyka.

Państwowy bank PKO BP już pod zarządem „dobrej zmiany” był pierwszym bankiem w Polsce, który podniósł opłaty i prowizje tak, by móc zapłacić podatek bankowy i jeszcze mieć zysk. W banku PKO BP zdarto skórę nie z najbogatszych, ale z najbiedniejszych, którzy mają tam konta od dziesiątków lat.

Jestem za tym, by państwo było właścicielem firm. Przykłady francuskie czy szwedzkie pokazują, że firma może należeć do państwa i robić dobrze właścicielowi, czyli społeczeństwu, pracownikom i budżetowi.

Gdy jednak przyglądam się polskim spółkom z udziałem skarbu państwa, widzę tylko bandę partyjnych nieudaczników, którzy napychają kieszenie swoje i swoich kolesi.

Bo co my, jako społeczeństwo, będziemy mieli z zakupionego za nasz szmal banku? Nic. Z wyjątkiem tego, że PZU ściągnie teraz miliardy ze wszystkich posiadaczy polis tej firmy. Znaczy milionów biednych Polaków. Tylko po to, by na czele zarządu PEKAO stanęli krewni-i-znajomi Morawieckiego i Kaczyńskiego. I żeby był kolejny wielki sponsor inwestycji Tadeusza Rydzyka oraz setek prawicowych fundacji.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…