Zdjęcie Bojana Stanisławskiego

Od chwili powstania rządu Beaty Szydło nie sposób opędzić się od histerii. Wrzaski i płacze nad trumną polskiej demokracji i praworządności są tak intensywne, że człowiek boi się otworzyć lodówkę, bo warzywa i owoce zwiędną, gdy tylko owiane zostaną atmosferą siermiężnej dyktatury wchłanianej z każdym centymetrem sześciennym lokalnego powietrza.  Każdorazowe uruchomienie telewizji innej niż rządowa, lektura „GW”, czy sesja wiadomości w radiu Tok FM przyprawia o dreszcz strachu przed rychłą, a na pewno nieuniknioną, wizytą prokuratorów z IPN lub innych emisariuszy kaczystowskiego reżimu, który, ni chybił, jest polską kopią łukaszenkizmu-putinizmu z domieszką późnego PRL.

Gdy przed ponad dziesięcioma dniami wyjechałem za granicę, również nie dane mi było odetchnąć. Ciemne chmury pisowskiej dyktatury unoszą się widać nad każdym, kto w tych dniach wyjedzie z Polski. Już w pierwszych godzinach delegacji dziennikarze i koledzy pytali mnie z troską,  jak teraz żyje się w Polsce i czy takich jak ja wiesza się za żebro na placach wielkich miast oraz w jaki sposób Polacy, tak kulturalny i wielki naród w tak uroczo prosperującym państwie, wybrali sobie takich dzikusów, by nimi rządzili. Moje odpowiedzi raczej prowokowały do dalszych pytań niż zaspokajały ciekawość interlokutorów.

Za rzeczoną granicą zastały mnie nowe głębokie refleksje Waszczykowskiego i Macierewicza, tam też dane mi było usłyszeć o namiotach i całodobowym czuwaniu purpurowych wartowników przy grobie nieznanego wyroku. Zarówno media lokalne jak i światowe odpaliły odpaliły kolejne torpedy lamentu w związku z nieopublikowanym orzeczeniem TK. Poziom neurotyczności w relacjach i komentarzach był tak wysoki, że w pewnym momencie, serio, zatęskniłem za TV Republika. Trwoga, groza, pełna apokalipsa! Łamią kręgosłupy, zza Kaczyńskiego wyziera Putin, który pożre wszystkich moich liberalno-demokratycznych przyjaciół, a dla wszystkich uczestników KOD-owskich marszów urządzi trzeci Katyń (drugim był, ma się rozumieć, Smoleńsk). „Jeśli rząd odmawia publikacji wyroku TK, może też odmówić zorganizowania kolejnych wyborów” – straszy mnie ryk znajomego na Facebooku. W pierwszej chwili myślę sobie, że nie ma tego złego, bo jeśli wygrać ma Petru i PO, to może rzeczywiście lepiej dać sobie spokój, ale po chwili przerażenie znów powraca. Może po nas przyjdą? Może mnie inwigilują? Zaczynam się zastanawiać, co ich bardziej interesuje – jaką lubię pornografię czy gdzie piję swoją piątą kawę? Czy powstaną obozy reedukacyjne prowadzone przez Hosera i Rydzyka z napisem „Katholizismus macht frei” u bramy wejściowej i czy czasem nie będzie to transliteracja w cyrylicy?

Narastający koszmar ustąpił wraz z powrotem do kraju. Wokół wciąż ta sama neoliberalna sukmana, pod którą bliższa ciału koszula codziennej przemocy czuje się wybornie. Bezinteresowna agresja na lotnisku, na przystanku, w autobusie, tudzież kompletny analfabetyzm zionący z niemal każdej zasłyszanej rozmowy przeraża, ale też – jakże dialektycznie – uspokaja. Patologia, do której człowiek jest przyzwyczajony, koi skołataną lękiem duszę. W mediach wyścigi propagandowe na pełnym gazie – TVN-owscy spindoktorzy idą łeb w łeb z duetem Rachoń-Wildstein jr. KOD swoje, a Szydło zapowiada „marsz miliona” (potem proponuję zrobić marsz czterdziestu czterech jako poprawiny), dykteryjki o eksperymentach z bronią elektromagnetyczną, państwo kładące lachę na śmieciówki w urzędach i sądach, na potrzeby opiekunów osób niepełnosprawnych, na łamanie prawa pracy, a biednym podsuwające rozbuchane lęki przed uchodźcami albo maturę z religii… Słowem wszystko po staremu. Biedni biednieją, bogaci się bogacą, a wokół trwa festiwal poparcia dla tych drugich, w którym obie strony wykorzystują muzealny już bon mot wzajemnie wyzywając się od spadkobierców PRL. A najbardziej żal tych, którzy, myśląc, że piszą własne scenariusze, grają w cudzych produkcjach. Po obu stronach.

Nic się nie stało, Polacy. Nie ma się czym tak znowu ekscytować. PiS porządzi i sobie pójdzie, a wraz z nim kulawe 500 zł na dziecko, równie kulawe bezpłatne leki dla seniorów i kulejąca minimalna stawka godzinowa oraz niezmaterializowane obniżenie wieku emerytalnego. Jak kończyć zwykł swoje radiowe monologi bardzo szanowany przeze mnie bułgarski dziennikarz Bożan Petrow – „Nie obawiajcie się drodzy rodacy, najlepsze wciąż przed nami”.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Przepraszam, ale … czy ten portal ma moderatora? Czy takie debilizmy, jak wypisywane przez jakiegoś durnego trolla nie mogłyby być usuwane? Rozumiem pojęcie „wolność słowa” oraz akceptację dla niepełnosprawności intelektualnej, ale zawartość treściowa jego komentarzy oraz znajomość ortografii i gramatyki wskazuje na kompletny analfabetyzm tego osobnika.
    Staram się omijać wzrokiem, ale TOTO zmienia nicki. Zróbcie coś, żeby nie zniechęcać innych czytelników.

  2. Bojanowi jak widać służą zagraniczne wyjazdy. Dobrze pisze .Byleby tylko znowu nie zaczął pitolić o migrantach.

  3. Po prostu ideologia marksistowska zamraża sumienie i nie chce się widzieć, jak ludzie mający kredyty wywalani są z pracy, by zatrudniać chołotę bez kompetencji na legitymacje partyjną. Tragedia ludzi jest obca marksistom to tylko jakiś walec historycznej dialektyki jedzie i z takie pozycji, dopuki wygodnie dupa w fotelu siedzi to przecież nie marksistowska dupa.

    1. Andy
      Buraki też nie mają sumienia, idzcie razem z marskistami otumanionymi ideologią tłumaczyć kobietom w ciąży wywalonymi z pracy że nic się nie stało.

    2. Nawet kobiety w ciąży wywala twoja bolszewicka zmiana z buciorami na salony. Nawet tu jest o tym news. Niedługo znowu będzie trzeci stopień zasilania, bo popatrz że w zarządzie EnERGA zatrudniono pielęgniarkę z domu pomocy społecznej i w jeden dzień akcje spółki spadły w wartości o pół miliarda, bo ma bolszewicką legitymacje partyjną Pisu i tak jest wszędzie. Popatrz jak firmy redukują pracowników po bolszewickim ataku na banki, bo obecnie mamy 45tysięcy ludzi co straciło prace przez te przepisy. A wy piszecie nic się nie stało.

      Parę lat temu rozmawiałam z Dorotą Merecz-Kot, psycholożką z Instytutu Medycyny Pracy, właśnie na temat tego, czy umiemy w Polsce zwalniać ludzi. „Są wśród nas tacy, którzy traktują innych instrumentalnie, jako narzędzia do osiągania celów. W ich umysłach, w uproszczeniu, nie ma różnicy między człowiekiem a młotkiem. Liczy się tylko użyteczność i funkcjonalność”. Ta konkluzja jest cały czas aktualna.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…