Kości zostały rzucone. Aktem podporządkowania sądownictwa własnemu ministrowi, PiS bez najmniejszych skrupułów przekroczył Rubikon oddzielający od siebie dwa warianty kapitalizmu. Liberalną demokrację żegnam bez najmniejszego sentymentu, bez palenia świeczek. Nadejście pseudo-socjalnego autorytaryzmu przyjmuję z niepokojem. Ponieważ w cieniu “reformy” Sądu Najwyższego i KRS partia Kaczyńskiego przemyciła przy okazji reaktywację eksmisji na bruk, można się spodziewać, że z próbami represji spotykać się będzie konsekwentna walka o rzeczywistą sprawiedliwość społeczną, niemieszcząca się w szkodliwym gorsecie narodowo-katolickiego populizmu. Lewica z pewnością łatwo mieć nie będzie, a już z pewnością ta czerwieńsza, łatwiejsza do namierzenia przez inkwizytorów religii antykomunizmu. Jednak nie chodzi o to, żeby mieć łatwo, bo łatwo już było i w tych przyjaznych okolicznościach siły postępu w Polsce niemalże wyginęły. Mimo wszystko słabo wyglądają działacze mieniący się socjalistami, radykałami, którzy po asekuracyjnym uderzeniu się we własną pierś dumnie przyłączają się do tłumu obrońców Polski przedpisowskiej. Jeszcze smutniejsze jest ich złudzenie, że wnoszą do tych protestów jakiś lewicowy charakter, i że jako pięćdziesięciotysięczna świeczka cokolwiek może znaczyć na tym pocztówkowym wieczornym pejzażu.

Oczywiście w mocy pozostają uwagi m.in. Piotra Szumlewicza i działaczy Razem, by otwarcie przeciwstawiać się antydemokratycznej ofensywie PiS z wyraziście lewicowych pozycji. Próby ustrojowego utrwalenia narodowo-katolickiej monokultury kosztem pozbawienia nas swobód obywatelskich zasługują na kategoryczny i widoczny sprzeciw, tym bardziej że skutecznie pozbawią nas one możliwości krytyki pseudo równościowego zakłamania “kaczyzmu”. Rzeczywiście, masowe przebudzenie się demokratycznej świadomości to dobra okazja do wyjścia z własną śmiałą wizją, nawet jeżeli słabo ona rezonuje z większością haseł wykrzykiwanych pod Sejmem. Bolesny przesyt “Wolną Polską” to stan błogosławiony, którego jeszcze nie wszyscy dostąpili, a z pewnością byłaby to okoliczność niezwykle pomocna w łączeniu obecnych protestów z rozwiewaniem miazmatów POPiSu. Niestety nie zanosi się na to. Zrozumiała i zasadniczo słuszna wydaje się taktyka obrana przez Partię Razem, czyli organizowanie się z dala od szyldów Platformy, Nowoczesnej, Obywateli RP, czy głośna niezgoda na Balcerowicza. Niemniej jednak praktyka ostatnich dni – podobnie zresztą jak miało to miejsce w okresie sporu o TK – pokazuje, że niezależne lewicowe inicjatywy są nieuchronnie zadeptywane przez “wolnopolskie” masy. Zwyczajnie nikną w tłumie, nad którym pełną władzę ideologiczną sprawują liberalni politycy i liberalne media. Inna sprawa, że Razem poniekąd samo się o to prosi, ponieważ ich retoryka nie wykracza ostatecznie poza wariant gazetowyborczej mantry – uwagę zwraca przede wszystkim straszenie “białoruskimi standardami”, podczas gdy faktycznymi białoruskimi standardami na pewnych obszarach, np. dostępności aborcji, chyba by nie pogardzili.

Celnie wszystko spointował Piotr Ikonowicz: nie każda masa ludzka gromadzi się w słusznej sprawie. Pamiętamy o tym każdego roku, 11 listopada. Lecz kiedy tylko ludzie lepiej ubrani od “sebiksów” wzniosą sztandar wolności, część z nas od razu jest gotowa skoczyć za nimi w ogień. Doskonale rozumiem dreszcz romantycznych uniesień, pokusę zjednoczenia z masami na zakręcie historii. Jednocześnie zgoda na wleczenie się w ich ogonie jest na dobrą sprawę rezygnacją z polityki, z politycznego charakteru naszego udziału. Bez kitu, proszę! Przecież większość osób o lewicowych poglądach nie idzie tam, żeby głośno odcinać się od Balcerowicza, Tuska czy Schetyny, tylko żeby “być”, dla poczucia udziału w walce raczej “przeciwko” niż “o coś”, ewentualnie żeby mieć co wrzucić na fejsa. Chowanie się przed faszyzmem pod skrzydłami liberałów i jednoczesne upieranie się, że jest to metoda ich zwalczania, to rezygnacja z naszej tożsamości i oddanie walkowerem naszych celów. Jeżeli kiedyś chcemy dać Polsce lewicę, nie możemy się trzymać niczyjej nogawki.

Kluczowe jest to,  jak należy działać, gdy uniesienie zacznie powoli opadać, a tłumy – rozchodzić się w poczuciu porażki. Bo jasne, że tak się stanie. Tym bardziej dopasowywanie się do dzisiejszych nastrojów, jutro okaże się strzałem we własną stopę. Opozycja nie ma możliwości powstrzymania PiS, więc ich autorytarna władza będzie się umacniać, ogarniać nowe dziedziny życia. Najistotniejszym zadaniem jest konsolidacja lewicy uwikłanej w sekciarskie podziały, odbycie trudnych a fundamentalnych dyskusji politycznych, wyzbycie się wzajemnych uprzedzeń i budowanie trwałych, dobrze zorganizowanych instytucji, dzięki którym okażemy się zdolni oprzeć się faszystowskiej nawale – tak, byśmy mogli wyjść z tego silni, silniejsi od liberałów, którzy w końcu zostaną zdemolowani. Nie będzie to możliwe przy ciągłym umizgiwaniu się do tej hipokrytycznej “Wolnej Polski”, która nie bez przyczyny upada. Przestańcie marnować czas na dopieszczanie ich złudzeń. Zróbmy raczej coś, żeby stanąć na nogi jako zwarta grupa – dopiero będą mieli powód, żeby na nas liczyć.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…