Wreszcie! Projekt ustawy liberalizującej prawo aborcyjne jest w Sejmie. 215 tysięcy ludzi podpisało się pod akcją „Ratujmy Kobiety”. Jakiś czas temu, wchodząc do metra w mojej okolicy, podzieliłam się nawet ze swoim towarzyszem refleksją, że jest to godne podziwu i zarazem bardzo wzruszające, że dzień w dzień widać tam obozowisko zbierających podpisy starszych pań – takich, które teoretycznie prawa reprodykcyjne mogłyby mieć w nosie. A jednak nie mają – poświęcają swój czas i zaangażowanie, aby pomóc swoim córkom i wnuczkom mieć lepsze, ludzkie prawo. Mogą być z siebie dumne.

Nawet pomimo tego, że dziś powstał zdecydowany front parlamentarzystów sprzeciwiających się założeniom projektu. PiS, PO, PSL i Nowoczesna ogłosiły, że nie chcą dopuszczać aborcji na życzenie do 12. tygodnia ciąży. Kukiz’15 zarządził brak dyscypliny. Każdy zagłosuje, jak mu zagra sumienie. Czego to dowodzi?

Tego, że wszystko jedno, czy ma się w nazwie „obywatelskość”, „lud”, „sprawiedliwość” czy „nowoczesność” – to puste frazesy, gdy chodzi o kobiety. Te same, wokół których wczoraj rozpętała się publicystyczna burza. Te same, które „epatują golizną”, karmiąc niemowlę. Te same, których dzieci  biorą kasę z programu „500+” żeby potem „srać na wydmach”. Te same, którym „zachciewa się cesarek”. Te same, które wciąż w XXI wieku boją się, że po urodzeniu dziecka nie wrócą do pracy. W naszym kraju kobiety są od tego, żeby urodzić i się schować. I broń Boże nie chcieć od państwa żadnej pomocy.

Dla większości parlamentarzystów obowiązujący (jak widać choćby po sprawie pacjentki prof. Chazana – jedynie w teorii) kompromis aborcyjny wcale nie jest zgniły. Przy czym największą dawką hipokryzji wykazali się tu partyjni koledzy, a zwłaszcza koleżanki Ryszarda Petru – najpierw wystawały przed Sejmem, wywołując do tablicy Agatę Dudę, po czym przyłączyły się do chóru przeciwników liberalizacji. „Nowocześni” posłowie i posłanki oświadczyli, że zgadzają się z jedną częścią projektu – dotyczącą powszechnej edukacji seksualnej w szkole. To klasyczne cwaniakowanie – stanięcie okrakiem, by stworzyć wrażenie, że jesteśmy w stanie zadowolić każdą stronę sporu. Dla kobiet nie oznacza to jednak nic dobrego.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…