Coraz mniej chętnych na świętą wojnę. Naloty, przegrane bitwy lądowe w Syrii i w Iraku, a przede wszystkim straty finansowe sprawiają, że Państwo Islamskie zaczyna mieć trudności z rekrutacją.

Islamiści znowu straszą Europę, fot. wikimedia commons
Brak pieniędzy komplikuje perspektywy ISIS / fot. Wikimedia Commons

Tę jedną z niewielu ostatnio dobrych wiadomości z Bliskiego Wschodu podał na konferencji prasowej gen. Peter Gersten, zastępca dowódcy operacji i wywiadu dowodzonej przez Stany Zjednoczone koalicji walczącej z Państwem Islamskim. Jeśli wierzyć danym Pentagonu, co miesiąc do oddziałów Państwa Islamskiego przyłącza się już tylko ok. dwustu zagranicznych ochotników. To niewiele, bo w szczytowym momencie popularności IS pozyskiwało co miesiąc nawet 1500-2000 dżihadystów urodzonych poza Irakiem lub Syrią. Wzrasta również liczba dezerterów, chociaż nieudana ucieczka oznacza śmierć w męczarniach – w końcu ubiegłego tygodnia kilkudziesięciu schwytanych uciekinierów, walczących dotąd w rejonie irackiego Mosulu, zostało zamrożonych w chłodni.

W ubiegłym roku walka w oddziałach Państwa Islamskiego jawiła się pozbawionym lepszych perspektyw młodym muzułmanom z Bliskiego Wschodu, Kaukazu i Europy Zachodniej jako wspaniała przygoda i szansa na udział w walce o słuszną sprawę. Nie bez znaczenia były również finanse. IS zarabiało krocie na nielegalnym handlu ropą naftową głównie z Turcją, członkiem NATO i oficjalnie „kluczowym bliskowschodnim współpracownikiem USA”. Naloty rosyjskie i amerykańskie sprawiły jednak, że biznes poniósł ciężkie straty – samoloty regularnie niszczyły szyby naftowe i kolumny cystern jadących z surowcem do Turcji. W co najmniej kilkunastu nalotach zniszczeniu uległy również kryjówki, w których dżihadyści trzymali gotówkę. Kurczy się również źródło odpowiedzialne za ok. 50 proc. dochodów IS – daniny wymuszane na mieszkańcach zajętych terytoriów oraz zwyczajny rabunek. Co można było rozkraść, dżihadyści już rozkradli, a kontrolowany przez nich obszar jest coraz mniejszy.

W rezultacie Państwo Islamskie jest obecnie w stanie płacić zagranicznym ochotnikom nie więcej, niż 250 dolarów miesięcznie, a zatem połowę tego, na co mogli liczyć w ubiegłym roku. Dziury w budżecie mogą zagrozić IS co najmniej tak samo, jak naloty – na udział w świętej wojnie za darmo, jak praktyka wskazuje, decydują się tylko najwięksi fanatycy. Inni zastanowią się dwa razy, tym bardziej, że Państwo Islamskie dawno straciło aurę niezwyciężoności, a wizja kalifatu obejmującego choćby Irak i Syrię brzmi już mało realnie. Swojego czasu IS dzięki ogromnym możliwościom finansowym odebrało Al-Ka’idzie pierwszeństwo wśród sunnickich organizacji fundamentalistycznych. Teraz samo ma podobne kłopoty. Niestety, nie oznacza to, że rozwiążą się problemy społeczne, które sprawiały, że kariera terrorysty wydawała się atrakcyjna.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Putin: jesteśmy gotowi do wojny jądrowej

Prezydent Rosji udzielił wywiadu dyrektorowi rosyjskiego holdingu medialnego „Rossija Sego…