Niezrozumienie problemów zwykłego człowieka, odrealnienie w połączeniu z blichtrem i ostentacyjnym bogactem – to tylko niektóre z najpoważniejszych problemów wizerunkowych współczesnego Kościoła Rzymskokatolickiego. Papież Franciszek od początku swojego pontyfikatu podejmuje intensywne działania na rzecz odmiany postrzegania Watykanu i całej globalnej instytucji. Kilka dni temu, podczas kazania w Domu Św Marty, po raz kolejny zaapelował o wyrzeczenie się wszelkich zbędnych dóbr materialnych i pozostawienie tylko tych, które są przydatne w krzewieniu słowa bożego. Przy okazji Franciszek, do czego już zdązył przyzwyczaić wiernych, ostro skrytykował też wyzysk i niesprawiedliwość systemu kapitalistycznego. Mówił o problemie niskopłatnej pracy, z której właściciele firm czerpią niebotyczne zyski, wspomniał o umowach śmieciowcych. Słusznie zaznaczył, że obecny model w zasadzie niewiele różni się od niewolnictwa. Wszystko to brzmi bardzo pięknie i postępowo i w pierwszym odruchu trudno się z papieżem nie zgodzić. Szczególnie, że sprawia wrażenie sympatycznego i wyluzowanego faceta, który nie przejmując się nadętym protokołem, regularnie ustawia się z wielbicielami do selfie, a jego żarty bywają nawet całkiem śmieszne, czego nie można było powiedzieć o gagach innygo wannabe dowcipnisia, tego z Wadowic.
Wszystkich tych, którzy uwierzyli w to, że pod rządami Franciszka Kościół Katolicki zamieni się w Ogólnoświatowy Ruch Sprawiedliwości Społecznej na Rzecz Obalenia Kapitalistycznego Wyzysku czeka jednak srogie rozczarowanie. Pontyfikat Jorge Marii Bergoglio zapisze się w historii jako czas ujmujących gestów i pięknych słów. Jego prawdziwym celem jest jednak ocieplenie wizerunku skonstniałej, neofeudalnej, hierarchicznej instytucji. Ekipa Franciszka już na wstępnie wykonała niezłą marketingową robotę, w oparciu o analizę rynku potencjalnych odbiorców swojego produktu. Jak nietrudno się domyślić, głównym targetem nie jest zlaicyzowana Europa lecz demograficznie dynamiczne rejony Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej.
Sęk w tym, że są one zamieszkałe w dużej mierze przez biedotę, której globalny kapitalizm najbardziej daje w kość. Papież wychodzi więc do nich z przekazem potępienia wyzysku i nierówności społecznych. Nie ma co się łudzić – nie oznacza to żadnych trwałych zmian w polityce Watykanu. Establishment Stolicy Piotrowej nie zamierza wycofać z wielkich banków swoich aktywów ani rozdać biednym zlota ze swojego skarbców. Konstrukcja molocha pozostaje nietknięta, zmieniła się tylko płachta reklamowa na jego ścianie.
Mam również spore zastrzeżenia co do pozycji, z jakich Franciszek krytykuje kapitalizm. Jak zwykle w przypadku nauki kościoła, całkowicie odrzuca on idee konfliktu klasowego, dając do zrozumienia, że problem polega na tym, że bogaci niechętnie dzielą się z biednymi swoimi fortunami. Według Franciszka problem nie leży zatem po stronie władzy, jaką posiadają kapitaliści ale tego, że jej trochę nadużywają. Jest to typowe dla rzymskich katolików myślenie stawiające w centrum kategorie miłosierdzia, niezwykle upokarzającą dla biednych, którzy mają prawo oczekiwać jedynie, że skapnie im nieco więcej z pańskiego stołu. Bogaci natomiast wciąż pozostają na pozycji podmiotowej. W tym kontekście bawią mnie niezwykle zawodzenia polskich prawicowców, przebąkujących coraz częściej o wypowiedzeniu posłuszeństwa Watykanowi, zarządzanemu przez „komunistę”. Papież nie jest żadnym lewakiem, a jego nauki są tylko kolejną edycją myśli chadeckiej.
Trudno jednak zaprzeczyć, że wypowiadając się krytycznie o ważnych problemach tego świata z pozycji autorytetu przywódcy kilkumiliardowej wspólnoty, Franciszek może dokonać zmiany w świadomości ogromnej rzeszy ludzi. Jego słowa wzmacniają bowiem siłę oddziaływania lewicowych argumentów. Wyobraźmy sobie pracownika z Bangladeszu, który haruje przez kilkanaście godzin dziennie w warunkach zagrażających jego życiu i zdrowiu za głodową pensję. Od urodzenia słyszy, że to jedyny możliwy świat. Tymczasem jeden z najbardziej wpływowych polityków mówi mu, że to niesprawiedliwe i trzeba to zmienić. Równie ważne są wypowiedzi papieża w sprawie kryzysu migracyjnego w Europie. Podczas gdy na całym kontynencie narasta fala nienawiści przeciwko uchodźcom, podsycana przez skrajną prawicę (w Polsce również przez kościół), Franciszek przyjmuje na pokład swojego samolotu w Grecji rodzinę Syryjczyków, a do parafii apeluje o udzielanie schronienia potrzebującym. Takie gesty mają z pewnością spory polityczny rezonans. Nawet jeśli to tylko gra PRowa, to skutkuje realnymi konsekwencjami, legitymizuje język krytyki kapitalizmu i daje ludziom wiarę nie tylko w Boga, ale też w sprawiedliwość społeczną.
Ruski stanął okoniem
Gdy się polski inteligencik zeźli, to musi sobie porugać kacapa. Ale czasem nawet to mu ni…
Jakby Polski Kosciol szedl sladami papieza byloby juz niezle. To zadna rewolucja owszem ale to jednak poczatek delegitimizacji kapitalizmu, wyzysku i lichwy. Papiez musi isc ta droga bo polowa katolikow mieszka w krajach Ameryki lacinskiej i Afryki a tam istnieje teologia wyzwolenia ktora nie odrzuca walki klas lecz uwaza, jak kazdy marksista, ze walka klas to nie sa zachcianki mas, tylko sposob bycia wlascicieli srodkow produkcji i wymiany. Jak sam powiedzial Warren Buffet, jeden z najbogatszych kapitalistow : „Tak, walka klas istnieje, i moja klasa wygrywa w tej walce”