„Jesteśmy na pierwszej linii zagrożenia” – tak politycy komentują możliwość podjęcia rozmów między NATO i Moskwą jeszcze przed lipcowym szczytem. Rozmowy miałyby dotyczyć kształtu wschodniej flanki NATO. Niemcy i Francja chcą rozmawiać z Rosją. Państwa bałtyckie wyglądają na obrażone.

Szczyt NATO w 2004 roku / nato.int
Szczyt NATO w 2004 roku / nato.int

– Podejmowanie jakichkolwiek rozmów z Moskwą przed rozpoczęciem szczytu w Polsce byłoby krokiem niewłaściwym, ponieważ na kolegialną decyzję NATO powinniśmy poczekać do lipca. Obawiam się, że już sama taka możliwość oznacza, że mamy do czynienia z poważnym rozdźwiękiem i dwugłosem w Sojuszu, który na pewno nie jest w tej sytuacji dla nas dobry – komentował poseł PiS Piotr Kaleta, członek Sejmowej Komisji Obrony. – Uważam, że nie jest wskazane, by podejmować ruchy, które mogłyby źle wpłynąć na końcowe stanowisko sojuszu, jakie zostanie przyjęte po szczycie w Polsce. Cały czas żyjemy w sytuacji dziwnych ruchów militarnych takich jak incydenty na Bałtyku. To wszystko ma swój podtekst polityczny polegający na testowaniu spójności całego sojuszu. Trudno byłoby więc teraz wykonywać krok polegający na odblokowaniu rozmów z Rosją.

Polska oraz Litwa, Łotwa i Estonia boją się ewentualnego ocieplenia stosunków na linii Moskwa-Paryż i Moskwa-Berlin. Liczą na stałą obecność żołnierzy NATO i bazy porozstawiane na terytorium Polski. Jeżeli obrady jednak doszłyby do skutku, mogłoby okazać się, że rosyjska agresja wobec wschodniej Europy jest wytworem demonizującej propagandy i lęków partii rządzącej. Dziś ministrowie spraw zagranicznych państw członkowskich NATO spotkają się w Brukseli i decyzja o rozmowach z Rosją zostanie podjęta.

Tymczasem Antoni Macierewicz obnosi się ze swoją „polityka odstraszania Rosji”. Twierdzi, że polska armia powinna liczyć minimum 150 tys. żołnierzy. – Okazało się, że mówiąc o imperializmie rosyjskim także po rozpadzie ZSRR, mieliśmy rację – mówił w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”. – Mieliśmy rację, że przemówienie prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Tibilisi w sierpniu 2008 roku było oparte nie na emocjach momentu i jego dramatyzmie, ale na precyzyjnej analizie przebiegu wydarzeń, sił społeczno-politycznych w Rosji i tendencji politycznej, że ostrzegając przed agresywnymi zamiarami, po 2010 roku trafnie zrozumieliśmy, co znaczy tragedia smoleńska.

Jedno jest pewne. Nie wróżymy dobrze stosunkom Moskwa-Warszawa.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…