Wraca sprawa Mariusza Kamińskiego. Już na początku swojej prezydentury Andrzej Duda ułaskawił go, choć nie zapadł w jego sprawie prawomocny wyrok. Był to demonstracyjny przykład kolesiostwa i pogwałcenia zasad państwa prawa. Prezydent ułaskawił swojego kolegę między innymi po to, aby ten mógł sprawować swoją funkcję ministerialną, w tym mieć dostęp do informacji niejawnych. Nie przedstawił żadnych argumentów merytorycznych, dlaczego Kamiński miałby zostać uniewinniony.

Co więcej, Kamiński w procesie nie wyrażał skruchy, a wręcz nadużycia kierowanego przez siebie Centralnego Biura Antykorupcyjnego do dziś uznaje za chwalebne. Następnie został ministrem odpowiedzialnym za… służby specjalne. Innymi słowy, szefem służb został człowiek, który używał ich do walki z opozycją. Sprawa Kamińskiego świetnie pokazuje podejście do prawa i sprawiedliwości polityków PiS – jest ono czysto instrumentalne i służy tępieniu opozycji. Wielokrotne łamanie Konstytucji i skok na sądownictwo nie służy obniżeniu opłat procesowych, przyspieszeniu procesów, większej transparentności prowadzonych spraw, tylko ochronie prominentnych działaczy partii rządzącej i możliwości ręcznego sterowania sądami. Stąd między innymi wściekłość Jarosława Kaczyńskiego po dwóch vetach prezydenta. Mimo to partia nie odpuszcza i będzie do końca walczyć o swojego człowieka. Chwilowo nie udał się zamach na Sąd Najwyższy, więc PiS broni Kamińskiego poprzez zwasalizowaną prokuraturę i zawłaszczony Trybunał Konstytucyjny. Po skierowaniu przez SN sprawy Kamińskiego do TK można się było domyślać decyzji Trybunału – lojalna wobec PiS szefowa TK Julia Przyłębska już ogłosiła, że obroni pisowskiego ministra.

Ale cała sprawa ma jeszcze drugi istotny aspekt, w którym kluczową rolę odgrywa tak chwalony ostatnio przez opozycję Andrzej Duda. Prezydent bowiem podtrzymuje słuszność swojej decyzji o uniewinnieniu Kamińskiego i uważa, że prawo łaski obejmuje prawo do zamykania postępowania w danej sprawie na dowolnym etapie postępowania oraz przypisuje mu moc czynienia przestępców… niewinnymi. Ta wykładnia daje prezydentowi możliwość blokowania wszelkich spraw niewygodnych dla władz, a w razie niekorzystnego wyroku dekretowania, że są oni niewinni. To nie tyle prawo łaski, co prawo przyznawania przez prezydenta immunitetu, a na dodatek wybielania życiorysów. Jest to kuriozalna interpretacja, uderzająca w kluczowe intuicje dotyczące roli sprawiedliwości, odpowiedzialności i winy. Prawo łaski nie oznacza bowiem, że osoba ułaskawiona staje się niewinna.

Prezydent może ułaskawić ją z wyroku i sprawić, że nie pójdzie do więzienia, ale nie może sprawić, że morderca stanie się niewinny. Przyznanie prezydentowi prawa do czynienia ludzi niewinnymi to nadanie mu prerogatyw, które w niektórych religiach przysługują bóstwom. Ale oczywiście nie o teologię tutaj chodzi, lecz o konkretny interes polityczny. Chodzi o to, aby swoich kolegów zabezpieczyć na przyszłość. Uczynić ich bezkarnymi i postawić ich ponad prawem. Taki jest rzeczywisty cel „dobrej zmiany” w wymiarze sprawiedliwości.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. P.Piotrze pamiętam taśmy jak posłanka z po niejaka sawicka dzieliła dobra obywateli, szczegóły do przypomnienia w necie, rozumię przesłanie zawarte w artykule jednak, o tak ważnych rzeczach trzeba pamiętać i przypominać a to już należy do was dziennikarzy ,

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ruski stanął okoniem

Gdy się polski inteligencik zeźli, to musi sobie porugać kacapa. Ale czasem nawet to mu ni…