Kolejny akt „odwiecznej polsko-ukraińskiej przyjaźni” miał miejsce w nocy we Lwowie. Kamery monitoringu miejskiego nagrały dwóch osobników piszących sprayem na ogrodzeniu „Nasza ziemia”.
Polska dyplomacja zdaje się bagatelizować incydent. – Na parkanie przy konsulacie namalowano napis „Nasza ziemia”. Zdaje się, że napis jest niedokończony, bo nie wiadomo do końca, o co tu chodzi – powiedział polski ambasador w Kijowie Jan Piekło, chociaż przekaz dwóch słów faktycznie napisanych na ogrodzeniu nie wydaje się szczególnie skomplikowany. O tym, że anonimowi ukraińscy patrioci nie żywią specjalnie przyjaznych uczuć względem Polski, świadczy również fakt, że oprócz tekstu na parkanie zostawili jeszcze plamy z czerwonej farby na samym budynku placówki. Następnie uciekli.
Oczywiście ukraiński MSZ potępił akt wandalizmu, a gubernator obwodu lwowskiego Ołeh Syniutka zadzwonił z ubolewaniem do konsula generalnego we Lwowie Wiesława Mazura, obiecując, że pomoże znaleźć wandali i usunąć ich „dzieło”. Szkoda, że przy okazji nie miał dobrych wiadomości a propos odnalezienia sprawców zniszczenia pomnika w Hucie Pieniackiej, wysadzonego w powietrze w ubiegłym miesiącu. Monument upamiętniający wymordowanie 850 Polaków przez Ukraińców w służbie nazistowskich Niemiec oraz lokalny oddział UPA był solą w oku miejscowych organizacji nacjonalistycznych, które nie raz zakłócały polskie uroczystości ku czci zabitych. Mimo to ukraińskie władze, gdy tylko pojawiły się informacje o zrujnowaniu pomnika, błyskawicznie oskarżyły o ten czyn „prowokatorów”.
Bardzo szybko za „prowokatorów” kijowski MSZ uznał również ludzi spod lwowskiego konsulatu, a polska dyplomacja zdaje się bez wahania popierać takie stanowisko. – Te incydenty są tak samo antypolskie, jak i antyukraińskie i władze ukraińskie mają tego świadomość – skomentował Jan Piekło. – Sprawcom chodzi o to, by się one [stosunki polsko-ukraińskie – przyp. AR] popsuły; chcą doprowadzić do sytuacji, w której Polacy i Ukraińcy będą się o to nawzajem obwiniać – dodał.
Zapewne również w ramach podtrzymywania znakomitych stosunków z Warszawą szef ukraińskiego IPN Wołodymyr Wjatrowycz stwierdził dziś, że jego kraj nie wyrzeknie się pamięci o UPA. Kierowana przez niego instytucja szykuje w tym roku wielką kampanię upowszechniania wiedzy o formacji, która jest odpowiedzialna za masowe rzezie Polaków na Wołyniu i w Galicji Wschodniej, ale w ocenie ukraińskich władz winna być w pamięci zbiorowej jako bohaterowie walki o niepodległość, bez których nie byłoby utworzonej w 1991 r. Ukrainy. Będą wystawy, konferencje, pokazy filmów, a Wjatrowycz zasugerował, że opinia polskich polityków i historyków o UPA nie będzie mieć dla Kijowa większego znaczenia.
Putin: jesteśmy gotowi do wojny jądrowej
Prezydent Rosji udzielił wywiadu dyrektorowi rosyjskiego holdingu medialnego „Rossija Sego…
co jeszcze musi się zdarzyć by nasze matoły polityczne zrozumiały że banderyzm dla Polski to zaraza i jak zaraze trzeba tępić
Siewcy nienawiści są po obu stronach, bo tylko podgrzewanie zagrożenia, ściganie winnych i wskazywanie, że obca wraża ręka skłóca oba zaprzyjaźnione od stuleci narody, jest siłą legityzymującą obie partie patriotycznych przebierańców. Tyle, że Polacy są o niebo mniej kumaci. Ukraina wszędzie, na forum międzynarodowym nas wyprzedza. W kontaktach z USA, Izraelem Niemcami, Kanadą, Chinami. Przy wszelkich pozorach wojny, kontakty rosyjsko-ukraińskie nie ustaly, a interesy idą, trochę wprawdzie w ukryciu. Donbas i walki zapewniają poparcie dla Ukrainy ze strony producentów broni, a wplątanie Polski w konflikt to ciche marzenie wielu prawdziwych przyjaciół obu narodów. Optymistyczny warian, to wplatanie Polski z lokalne potyczki przez wysłanie brygady do Doniecka, nawet jako obserwatorów, optymistyczny, sprowokowanie retorsji Rosji i prowadzenie bezpośredniej militarnej konfrontacji. Optymalny, to wywołanie konfliktu polsko-ukraińskiego w rejonie Małopolski Wschodniej, czyli dawnej Galicji, podsycenie nastrojów rewindykacyjnych i żądania zwrotu zamieszkałych do 1947 roku wiosek przez poszkodowanych potomków Akcji ”Wisla” relegowanych na Ziemie Zachodnie. Powstały zamęt osłabi pozycję przetargową Polski, a naiwni, co najmniej, patrioci Komisji II Norymbergi, głoszący nieistnienie prawne Państwa Polskiego w latach 1944-1989 dołożą swój patriotyczny wdowi grosz. I po kłopocie. Okrojona Polska, jakaś półautonomiczna Galicja i autonomiczny Donbas. A wszystko pod ochrona wycelowanych, a jakże, luf z Żagania na wschód. Czarny scenariusz jest gotowy i nasz znakomity destruktor defensywy milowymi krokami znliża się do jego nieświadomej/sic?/ realizacji. Koszmar wisi w powietrzu. Tyle, że nie przez jakiś dwusłowny napis niezidentyfikowanych sprawców.