2017 nie przyniósł definitywnego rozwiązania w kwestii radykalnej poprawy losu zwierząt w Polsce. Wciąż jednak jesteśmy „przy nadziei”.

6 listopada wpłynął do Sejmu poselski projekt nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt autorstwa parlamentarzystów PiS i Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt. To jedna z niewielu rzeczy dotyczących Polski, które w ostatnim czasie pochwaliła Komisja Europejska.

„Ogólne założenia, jak zakaz hodowli zwierząt na futra czy wykorzystywania zwierząt w cyrkach, podobają nam się. Z naszych informacji wynika, że jest to długo oczekiwana reforma, która ma zwiększyć ochronę wszystkich zwierząt i ograniczyć ich cierpienie” – powiedział PAP-owi unijny urzędnik, który bardzo prosił o anonimowość. A prosił o nią, aby nie zapeszyć. Bo tak naprawdę pierwszy akt tej sztuki rozpoczął się dopiero pod koniec roku – przynosząc w grudniu żniwo w postaci protestów licznych związków zawodowych rolników.

Stan na dziś

Obecnie obowiązuje ustawa o ochronie zwierząt z 1997 roku. To w jej wyniku jesteśmy drugim w Europie eksporterem futer naturalnych. Jak podaje Polski Związek Hodowców i Producentów Zwierząt Futerkowych, „łączna wartość eksportu wyprawionych i niewyprawionych skór zwierzęcych w Polsce w 2016 r. wyniosła około 2,3 mld zł, z czego aż 1,3 mld zł to wartość wypracowana przez branżę futerkową – 54 proc. całości eksportu skór”.

Niedźwiedzie są nadal jednym z najczęściej wykykorzystywanych gatunków zwierząt w przemyśle rozrywki, fot. torange.biz

„Stare” przepisy pozwalają również na wykorzystywanie zwierząt w cyrkach – i stanowią źródło przegranych sądowych batalii, jakie wytoczyły cyrkowcom miasta, odmawiające wjazdu na swoje place i skwery. Według informacji Koalicji Cyrk bez Zwierząt, rozporządzenia takie wydało już 17 dużych i średnich miast (Legnica, Bielsko-Biała, Słupsk, Szprotawa, Łódź, Kołobrzeg, Czersk, Śrem, Gorzów Wielkopolski, Wrocław, Poznań, Opole, Warszawa, Płock, Ciechanów, Wodzisław Śląski, Bydgoszcz) i kilka mniejszych. Pionierem w tym zakresie okazał się prezydent Słupska Robert Biedroń. Niestety ustawa, nadrzędna w stosunku do poszczególnych rozporządzeń, nadal pozwala cyrkom domagać się przed sądem przestrzegania jej zapisów niezależnie od wymiaru etycznego.

Kolejny zapis, którego środowiska rolnicze bronią jak niepodległości, to możliwość trzymania psa na 3-metrowej uwięzi do 12 godzin na dobę. Zmiany, które dziś zamierza wprowadzić PiS, całkowicie zastępują łańcuch kojcem lub klatką. To nie tyle bitwa o rozkład podwórza, ile o zasady. Na polskiej wsi wciąż żywy jest stereotyp psa pilnującego obejścia, który, aby dobrze spełniał swoje zadanie, powinien być „zły”, a i nie zaszkodzi, gdy czasem będzie też głodny.

Projekt w znaczny sposób ogranicza również ubój rytualny, który dziś dokonywany jest na skalę przemysłową. Polskie halal wędruje na eksport do krajów, gdzie ubój jest zakazany. Po zmianach ma być „wykonywany jedynie na cele członków związków wyznaniowych zarejestrowanych oficjalnie na terenie RP”.
Projekt wprowadza również brakujące regulacje w zakresie uznawania za znęcanie przetrzymywania ryb bez wody, a także przepis przewidujący możliwość orzeczenia przez sąd zakazu posiadania zwierząt na zawsze.

Mała nowelizacja

W pierwszej połowie listopada, kilka dni po złożeniu projektu PiS, do boju o los zwierząt włączyła się opozycja. Nowoczesna i PO złożyły w Sejmie swój niezależny projekt – jest on jednak w zasadzie jedynie powtórzeniem założeń w ustawie przedstawionej przez rządzących.

W tej kwestii rywalizacja pomiędzy zwalczającymi się obozami politycznymi może zadziałać na rzecz zwierząt – o ile działania te nie okażą się pozorowane, tak jak rządowy projekt przygotowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości, zaostrzający kary za znęcanie się nad zwierzętami, który wpłynął do Sejmu 20 kwietnia i po III (niedokończonym) czytaniu utknął tam na dobre. I choć wszystkie kluby opowiedziały się za podjęciem prac nad nowymi przepisami, po serii posiedzeń komisji rolnictwa oraz sprawiedliwości i praw człowieka, tzw. „mała nowelizacja” padła. Tak wynika z sejmowego druku nr 1509.

Projekt dotyczył „zaostrzenia kar za zabijanie zwierząt i znęcanie się nad nimi z 2 do 3 lat pozbawienia wolności, a w przypadku dokonania tego ze szczególnym okrucieństwem z 3 do 5 lat, wprowadzenia obligatoryjnego orzekania przez sąd nawiązki na cele ochrony zwierząt w przypadku skazania za przestępstwa przeciwko zwierzętom, wskazania możliwości orzeczenia zakazu posiadania określonej kategorii zwierząt oraz uniemożliwienia wykonywania prac, czynności i działalności związanych z wykorzystywaniem zwierząt lub oddziaływaniem na nie osobom, które dopuściły się wobec nich czynów ze szczególnym okrucieństwem”.
Na szczęście zapisy o zaostrzeniu kar przewidziano również w nowelizacji „dużej”.

Rewolucja na europejską skalę

fot. pixabay.com

Kwestie dotyczące ochrony zwierząt hodowlanych i domowych na terenie UE reguluje m.in. Europejska konwencja o ochronie zwierząt hodowlanych z 1976 r., a także unijna dyrektywa o ochronie zwierząt z 1998. Zawierają one 5 podstawowych wolności zwierząt: od głodu i pragnienia, od poczucia dyskomfortu, od bólu i chorób, do życia w warunkach, które pozwalają na normalne zachowanie oraz wolność od strachu i stresu.

W 2009 roku traktat lizboński dodał jednak do unijnego prawa dość istotny zapis: artykuł 13, który głosi, że państwa Unii we własnym zakresie powinny dbać o dobrostan zwierząt „przy jednoczesnym poszanowaniu przepisów prawnych i administracyjnych oraz zwyczajów państw członkowskich, odnoszących się w szczególności do obrzędów religijnych, tradycji kulturowych i dziedzictwa regionalnego”. To daje krajom członkowskim de facto wolną rękę w interpretacji brzegowych warunków 5 wolności.

Unijne prawodawstwo na poziomie ogólnym określa wyłącznie podstawowe standardy (takie jak np. zakaz testowania kosmetyków na zwierzętach, zakaz importu skór oraz spożywania mięsa psów i kotów). Wiele regulacji kraje wprowadzają we własnym zakresie. Nawet europejska konwencja z 1987 dotycząca zwierząt trzymanych w domu, jest bardzo ogólnikowa.

Projekt ustawy PiS postrzegany jest w Brukseli jako niezwykle nowoczesny, a pierwotne założenia dotyczące vacatio legis zakazu hodowli zwierząt na futra (5 lat) są fenomenem na europejską skalę. Żaden kraj w UE nie odważył się do tej pory na tak krótki okres przejściowy.

Wielka niewiadoma

Wszystko wskazuje jednak na to, że rolniczy lobbing ma szansę przeciągnąć sprawę nawet o 10 lat. PiS w grudniu zaczął przebąkiwać o złagodzeniu stanowiska. Hodowcy uderzyli na alarm, że przez 5 lat nie dadzą sobie rady ze spłaceniem unijnych kredytów i rozliczenie środków.

Kadr z materiału umieszczonego na portalu YouTube przedstawiający norki w klatce.
Kadr z materiału umieszczonego na portalu YouTube przedstawiający norki w klatce.

Zresztą, nie tylko o kredyty chodzi. Według Szczepana Wójcika, prezesa Instytutu Gospodarki Rolnej, częstego gościa w studiu TV Trwam, „obrona tej hodowli leży w interesie Polaków, jest elementem patriotyzmu gospodarczego”.
8 grudnia pod Sejmem odbył się największy protest organizacji rolniczych, wymierzony zarówno w zamykanie hodowli, jak i ograniczenie uboju rytualnego. Mogły liczyć na poparcie poszczególnych posłów Nowoczesnej, PSL i PO (głównie Zbigniewa Ajchlera, pamiętnego posła, który zapisał się do Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt by „dzielić się swoją wiedzą”, wkrótce jednak wyszło na jaw, że jego syn zamierza otworzyć hodowlę, miał zatem prywatnego lobbystę w parlamencie). Podczas protestu padały argumenty, że „Czabański i spółka” sami są lobbystami – na rzecz zachodnich firm utylizatorskich.

Stąd oburzenie nie tylko hodowców, ale i drobiarzy: – Jeżeli projekt ustawy zostanie przyjęty, to te 700 tysięcy ton odpadów trafi co rok do zachodnich koncernów działających w Polsce w sektorze utylizacji. Łącznie z tego powodu wyniki polskiej branży drobiarskiej pogorszą się o 140 milionów złotych – załamuje ręce Łukasz Dominiak, dyrektor generalny Krajowej Rady Drobiarskiej- Izby Gospodarczej.

W interesie Kremla

To wszystko przez ideologiczne zaczadzenie, które – jak z rozczarowaniem stwierdza wielu posłów prawicy – ogarnęło nawet samego prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.

Po prostu:

„Dzisiaj chcą zamknąć zwierzęta futerkowe. Jutro będą atakowane kury. Pojutrze będzie atakowana trzoda chlewna, czy też inne zwierzęta. Te organizacje dążą wprost do zrównania praw zwierząt i ludzi, do humanizacji zwierząt” – twierdzi Szczepan Wójcik, hodowca.

Inni naczelni eksperci od ojca Rydzyka węszą wręcz rosyjski spisek:

„Mamy do czynienia ze starciem Polska kontra zagranica, zwłaszcza trzy kraje: Rosja, Dania, Niemcy. Grozi polskim hodowcom wrogie przejęcie i te ataki – na co warto zwrócić uwagę – zaczęły się w momencie, w którym polscy hodowcy zaczęli sobie wyjątkowo dobrze radzić” – to z kolei opinia ekonomisty Mariana Szołuchy.

Niekonstytucyjne?

To właśnie niekonstytucyjność jest brzytwą, której w ostatnich dniach grudnia chwycili się lobbyści. Niektórzy prawnicy powołują się na ostatnie orzeczenie TK wobec kwestii uboju rytualnego. Według nich mamy do czynienia z tą samą przesłanką przy hodowcach norek: artykuł 22 pozwala na naruszanie wolności gospodarczej jedynie zezna względu na ważny interes publiczny. A ten jest według nich wątpliwy.

„Zakazanie hodowli ze względu na ważny interes publiczny jest właśnie wątpliwe. Gdy uchwalony został kilka lat temu zakaz tzw. uboju rytualnego, Trybunał Konstytucyjny orzekł, że jest on z Konstytucją sprzeczny, bo naruszałby wolność religijną. Z tych samych powodów środowiska hodowców uznają, że zakaz hodowli zwierząt futerkowych naruszałby wolność gospodarczą, a więc jedną z tych wolności, które szczególnie chroni Konstytucja. Z tamtego orzeczenia wynika również, że choć można się powołać na interes publiczny, gdy coś jest niemoralne czy też przynoszące szkody społeczne, to ubój rytualny nie podlega tym kryteriom” – czytamy w jednej z analiz przywołanych przez serwis biznes.interia.pl.

Nowoczesna i Kukiz’15 uważają, że całkowite zamykanie branży futrzarskiej jest nieadekwatne, „wystarczy” poprawić zwierzętom warunki. Formalnie nie zapadła jeszcze decyzja co do wydłużenia vacatio legis, jednak nieoficjalnie mówi się, że aby przeforsować „rewolucyjną” piątkę, wystarczającej siły przebicia nie ma nawet prezes. Krzysztof Czabański z PZPZ mówi, że „jest pole do rozmowy”. W najgorszym wypadku zawsze zostaje pochylenie się nad propozycją opozycji. PO i Nowoczesna wyznaczyły jako vacatio legis wprowadzenia zakazu 7 lat.

Rozwiązania innych palących kwestii praw zwierząt, poza losem futerkowych, przyniesie już 2018.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

„Twierdza Chiny. Dlaczego nie rozumiemy Chin”

Ta książka Leszka Ślazyka otworzy Wam oczy. Nie na wszystko, ale od czegoś trzeba zacząć. …