O Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych napisano już całe tomy klechd, przy których baśnie braci Grimm to kolorowe bajki dla najmłodszych. Dołożę od siebie, bo jestem na bieżąco: w tej chwili już praktycznie na każdym SORze pacjenta wita kartka z zapowiedzią, że czas oczekiwania na konsultację lekarza może wynieść do 6 godzin. Do 3 można poczekać na wyniki badań.
Kiedy na początku tygodnia zgłosiłam się na SOR w jednym z warszawskich szpitali, była 3.00 w nocy. Rekordzistka – starsza pani zwijająca się z bólu, czekała już od 22.00. Kiedy w końcu ją przyjęto, usłyszała, że jej przypadek jest na tyle skomplikowany, że być może potrzebna będzie operacja. Absolutnie nie wiązało się to z przyjęciem na oddział i zapewnieniem pomocy. O tym miał zdecydować ordynator, który zaczynał pracę o 7.30. Przez kolejne 5 godzin pacjentce ze wskazaniami do operacji kazano czekać na krześle bądź „we własnym zakresie” – w samochodzie. W szpitalu zabrakło łóżka dla chorej. Usłyszała sakramentalne „takie są procedury”.
Obok od 23.00 czekała młoda dziewczyna, która wieczorem wyszła pobiegać, mając założone douszne słuchawki. Korek jednej z nich wpadł jej do ucha i tam utknął. Gdy mijała trzecia godzina oczekiwania, pacjentka szczęśliwie sama „wydłubała” ciało obce. I mogła iść do domu. Wszelkiego rodzaju złamane kończyny to tak zwany lajt. Można z nimi przesiedzieć kilka godzin bez ryzyka utraty życia.
O tym słyszy się ciągle i zewsząd i od zawsze. Dlaczego tak jest? Tak wymyślono w Narodowym Funduszu Zdrowia – że ratowanie się nie opłaca. Pieniądze na SOR-ach nie idą za odratowanym pacjentem. Stawki, które proponuje się lekarzom specjalizującym się w ratownictwie, są nieśmiesznym żartem. Pomijając fakt, że ich brakuje. SOR-y dostają więcej pieniędzy jeśli mają większą kadrę i lepsze wyposażenie. I tu powstaje błędne koło, bo zwykle przynoszą straty. Lekarze i pielęgniarki są najmniej winni tej sytuacji.
Czy coś zmieni się na lepsze po przekształceniu NFZ w Narodową Służbę Zdrowia? Jedna wielka niewiadoma. Kompetencje wojewódzkich oddziałów Funduszu przejmą wojewódzkie Urzędy Zdrowia. One będą dzielić kasę – z budżetu państwa, który, jak niestety wieszczy większość krytyków reformy Radziwiłła – może szybko stopnieć. Wiemy na razie tyle, że obcięte zostaną nieco zyski szpitali prywatnych, a „rządowa” sieć będzie traktowana specjalnie – dostanie nawet 10-letnie kontrakty i dodatkowy ryczałt z budżetu. Jakie będą zasady finansowania oddziałów ratunkowych, nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że na dzień dzisiejszy kadr brakuje dramatycznie. Dopiero co usłyszeliśmy o lekarce z Białogardu, zmarłej po 4 dobach dyżuru. A Konstanty Radziwiłł zamierza inwestować w wielkie placówki wielospecjalizacyjne, czyli te, które i dziś pod NFZ-em nie radzą sobie źle. W dramatycznej sytuacji są szpitale powiatowe i ichniejsze SOR-y. Lekarze i pielęgniarki dostają za dyżury grosze, pracują w minimalnym składzie, ponad siły i wytrzymałość. Pacjenci w bólach kwitną na korytarzach. To zapewne się nie zmieni.
Demokracja czy demokratura
Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…
Tak to jest jak biurokratycznie wypaczony socjalizm miesza się z kapitalizmem.Opieka zdrowotna może być albo skuteczna ale droga („socjalistyczna”) albo tania i nieskuteczna („kapitalistyczna”).
Trzeciej drogi tu nie ma.
Jest nas mniej niż za PRL, pracujemy wydajnie i gospodarka przez 27 lat rosła i zostawiła zapyziałą gospodarkę PRL daleko w tyle.
Gdzie są owoce naszej pracy?
Ja ci odpowiem gdzie są te owoce. Jam wam wszystkim powiem gdzie to jest. Andy, szczur i ich karalusze plemie wszystko zayeballi.
Andy srandy i szczur gdzie teraz jesteście pedały co razem zawsze macie tyle do powiedzenia? Wzywam was pedały ujawnijcie się! Ujawnijcie się i zostawcie jakiś głupi komentarzyk!