W związku z nowym projektem prawa aborcyjnego, który ma być głosowany po wakacjach, próbowałem ostatnio podpytać o tzw. „syndrom poaborcyjny” psychologów i psychoterapeutów – tych zrzeszonych w Stowarzyszeniu Psychologów Chrześcijańskich i tych całkiem świeckich. Zapytałem, dlaczego środowisko nie protestuje, gdy na chrześcijańskich portalach i w tegoż typu czasopismach pojawiają się publikacje, mające skutecznie zastraszyć potencjalne aborcjonistki – takie jak „Syndrom poaborcyjny – przemilczany koszmar”, czy „Nie widać go, a jest. Syndrom poaborcyjny jest jak powietrze”.

„Halinę co jakiś czas ogarnia depresja, całymi dniami nic nie mówi, patrzy beznamiętnie w sufit, ma ogromne poczucie winy, wie, że zrobiła cos bardzo złego i nie wie, jak z tym dalej żyć. Przypadek Haliny medycyna określa jako syndrom poaborcyjny” – na tego typu wykwity będziemy natykać się coraz częściej, ponieważ kampania antyaborcyjna przybiera na sile przed wrześniową decydującą bitwą. Część tych publikacji opatrzona jest stosownymi komentarzami specjalistów. Mało tego, pacjentki trafiają do gabinetów na psychoterapię, gdzie leczy się je właśnie pod tym kątem.

Okazuje się, że nikt nie widzi nic złego w tym, że psycholog, mający teoretycznie być dla pacjenta autorytetem – diagnozuje coś, co nie istnieje w żadnym oficjalnym spisie – ani w Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób, ani w NFZ-owskim wykazie dolegliwości. Syndrom poaborcyjny jest jak zespół niespokojnych nóg czy inne cuda wianki znane z reklam parafarmaceutyków. Prócz tego jest dla lekarzy kopalnią kasy. Każdy dyskomfort psychiczny da się pod to podciągnąć. Nie muszę dodawać, że żaden z moich rozmówców nie zgodził się wypowiedzieć pod nazwiskiem.

Owszem, w cywilizowanych krajach Europy robiono badania, mające wykazać, czy kobiety po przerwaniu ciąży zapadają na masowe poczucie winy. Nic takiego nie stwierdzono. Tam, gdzie aborcja jest etycznie neutralna, kobiet nie dopadają „demony przeszłości”, nie słyszą w nocy „niemego krzyku”. Polki od lat torpedowane są przez kościół katolicki i usłużnych mu lekarzy porównaniami do dzieciobójczyń i zbrodniarek. Połowa polskich kobiet żyje w przekonaniu, że zabieg polega na rozrywaniu płodu w łonie matki i wyskrobywania jego zakrwawionych części łyżeczką. Klauzula sumienia jak widać pozwala robić pacjentki w konia.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Takim lekarzą powinno być odbierane prawo wykonywania zawodu, powinni spotykać pogadę społeczną, bo to jak iść ze zdrowymi zębami do dentysty na kontrole, a on za głowe się łapie że wszystkie chore i musi usuwać, no takie rzeczy to widzimy w horrorach. Wmawianie ludziom czegoś co nie istnieje, a samo wmawianie może być traumatyzujące, tworzące lęki, a te dadzą nerwice, a nerwica to gleba całego mnóstwa chorób, bo inkwizycja w sutannach ma problemy seksualne.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…