Wysłannikom ONZ z trudem udało się doprowadzić do tego, by rozmowy pokojowe w Genewie nie upadły, zanim w ogóle się zaczęły. Ale w to, że cokolwiek one dadzą, nie wierzy chyba nikt, łącznie z uczestniczącymi stronami.

Żołnierze syryjscy / fot. https://www.youtube.com/watch?v=Xk9dvifasSQ
Żołnierze syryjscy / fot. https://www.youtube.com/watch?v=Xk9dvifasSQ

Wygląda na to, że syryjski rząd rozjuszyła postawa opozycji, powtarzającej przez kilka dni, że nie będzie rozmawiać, jeśli nie zostaną spełnione żądania humanitarne: zwolnienie więźniów politycznych i zwinięcie oblężeń, przez które w tragicznej sytuacji znalazła się ludność cywilna w miastach zajętych przez przeciwników rządu. Co więcej, sygnał poparcia dla opozycji nadszedł z biura praw człowieka ONZ, którego przedstawiciel stwierdził 1 lutego, że nawet jeśli strony wypracują w końcu jakiś kompromis, jego częścią nie może być amnestia dla tych, którzy popełnili zbrodnie wojenne. Innymi słowy: nawet jeśli nowy rząd syryjski miałby uwzględniać przedstawicieli obu stron, czołowych ludzi reżimu i tak miałby czekać proces sądowy.

Nie o to przecież chodzi Baszszarowi al-Asadowi. Dlatego wojsko syryjskie, wspierane przez uderzenia powietrzne rosyjskich samolotów i szyickie milicje dowodzone przez irańskich Strażników Rewolucji Islamskiej rozpoczęło wczoraj największą od jesieni ofensywę w rejonie Aleppo, największego miasta w Syrii, które nadal pozostaje w rękach przeciwników al-Asada. Celem uderzenia jest otoczenie miasta i całkowite odcięcie go od zaopatrzenia. Dotąd napływało ono do Aleppo od północy, przez granicę turecką. Gdyby cel ten został osiągnięty, los miasta – poważnie zniszczonego podczas walk w ciągu ostatnich dwóch lat – byłby przesądzony. Wtedy rząd syryjski będzie o ogromny krok bliżej od ogłoszenia, że nie potrzebuje żadnych negocjacji pokojowych, bo sam (no może przy pomocy sojuszników) wyzwoli całe swoje terytorium. Na razie ofensywa swoje założenia realizuje: wojska rządowe zajęły kilka miasteczek na północ od Aleppo.

Rachuby władz Syrii mają jednak słaby punkt: ofensywy przeciwko wrogom rządu (Państwu Islamskiemu, ale nie tylko) nie da się zwycięsko przeprowadzić nawet w kilka tygodni. Dowodzi tego dobitnie los armii irackiej, która po odtrąbieniu w grudniu sukcesu, jakim niewątpliwie było wyrwanie z rąk dżihadystów miasta Ramadi, ugrzęzła w jego bliskiej okolicy. Nie jest w stanie szybko posuwać się dalej, nieustannie nękają ją ataki zamachowców-samobójców i wybuchy samochodów-pułapek. 1 lutego w jednym z nich znów zginęło kilkunastu żołnierzy. Nie ma powodów żeby sądzić, że sytuacja w Syrii będzie wyglądała inaczej.

Obie strony nadal starają się robić swoje: opozycja nadal nagłaśnia zbrodnie wojenne, przekonując tym samym, że moralnie należy jej się wsparcie na drodze do władzy. Rząd chce tę władzę utrzymać dzięki sukcesom na froncie. Do tego każda strona liczy na to, że to jej wielki patron (Moskwa lub Waszyngton) wymanewruje konkurenta i postawi na Bliskim Wschodzie na swoim. W jednym opozycja miała rację: rozmowy w Genewie nic nie dadzą. Losy Syrii rozstrzygną się gdzie indziej.

[crp]

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
    1. Umierający z głodu mieszkańcy oblężonych miast zapewne nie podzielają twojego entuzjazmu…

    2. Masz na myśli 200.000 ludzi w oblężonym przez „demokratyczną opozycję” Deir Ez Zor?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…