Już wiemy, że „nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy” i że w imię „europeizowania się” Ukrainy Warszawa zdzierżyć musi najbardziej odrażające ekscesy propagandowe tamtejszego IPN-u. Od kilku dni dowiadujemy się również z liberalnych mediów, że zniszczenie pomnika UPA ustawionego nielegalnie w Polsce to skandal i prowokacja – a jeśli w odwecie Kijów zlikwiduje miejsca pamięci ofiar tej samej UPA, to sami jesteśmy sobie winni.

Skandal w całej sprawie faktycznie jest. Taki, że za rozbiórkę nielegalnego pomnika w Hruszowicach nie zabrały się odpowiednio wcześniej właściwe organy władzy. IPN, tak aktywny, kiedy chodzi o forsowanie antylewicowej wizji historii i wciskanie do każdego kąta „żołnierzy wyklętych”, udawał, że nie wie, z czym w Polsce kojarzy się UPA. Domagając się demontażu dziesiątków pomników PRL-owskich i radzieckich, perorując bez przerwy o skandalicznych totalitarnych inskrypcjach i o tym, że w 1945 r. nie było żadnego wyzwolenia, w tej konkretnej sprawie schował po prostu głowę w piasek.  Wcześniej Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa pofatygowała się tylko swojego czasu do spełniającej podobne zadania na Ukrainie Międzyresortowej Komisji ds. Upamiętnienia Ofiar Wojny i Represji Politycznych, poprosiła o wyjaśnienia. Te nie nadeszły – pomnik stał sobie dalej. Na uboczu od politycznych burz, irytując miejscowych mieszkańców, prowokując tylko tryzubem spinającym dwie części „triumfalnego łuku” i napisem ku chwale UPA. Którą to zresztą chwałę głosił bardzo słabo, gdyż co i rusz atakowali go polscy nacjonaliści, a to umieszczając napisy przypominające o Wołyniu i Galicji Wschodzie, a to – już po wybuchu wojny w Donbasie – zarzucając aktualnym ukraińskim władzom kontynuowanie krwawych ekscesów spod znaku Bandery.

To, że zostanie zniszczony, było jedynie kwestią czasu. Nie był priorytetem dla ROPWiM, a potem IPN-u, ale nie miał szans w starciu z wzrastającym przyzwoleniem na wojujący polski nacjonalizm z coraz silniejszym komponentem antyukraińskim. Ruch Narodowy, którego aktywiści z zezwoleniem wójta przeprowadzili w Hruszowicach „antybanderowski czyn społeczny”, to również organizator manifestacji antyukraińskich w dużych miastach w Polsce. Tam nie chodzi o prawdę historyczną ani słuszne skądinąd zademonstrowanie, że nie chcemy w Polsce pomników UPA. Tam nakręca się spiralę agresji w stosunku do migrantów i migrantek zarobkowych, buduje „ponadczasowy” obraz Ukraińca jako krwiożerczego rezuna. Niszcząc pomnik w Hruszowicach narodowcy zamierzali, według wszelkiego prawdopodobieństwa, po prostu dowalić Ukraińcom. Państwo polskie, które powinno postąpić z samowolą budowlaną zgodnie z odpowiednimi przepisami, zostało wyręczone w słusznej sprawie przypadkiem. Gdyby fatalny pomnik nie miał tak ostentacyjnej formy i w związku z tym nie zdobył już wcześniej szerokiego rozgłosu, „prawdziwi patrioci” znaleźliby inną formę zamanifestowania swoich przekonań.

Niuanse te jednak totalnie umknęły kijowskim kreatorom polityki historycznej, którzy na sygnał „anty-UPA” zareagowali alergicznie. Nie mniej nie więcej zagrozili, że nie będą sprzeciwiać się niszczeniu polskich miejsc pamięci na Ukrainie. W zamian za zniszczenie pomnika katów Polaków z UPA zniknąć miałyby, dziesiątkami, upamiętnienia ich ofiar.

Ekshumacje szczątków Polaków zamordowanych w 1943 r. przez UPA w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej / fot. Wikimedia Commons

Brzmi wstrząsająco, ale w gruncie rzeczy coś to już przypomina. Za każdym polskim miejscem pamięci związanym z rzezią wołyńską stoją lata starań podejmowanych przez potomków zamordowanych i ocalonych, stowarzyszenia przechowujące tę straszną pamięć, wspierających je naukowców. Za niektórymi stoją dodatkowo historie wnoszące nieco światła w mrok – o Ukraińcach ratujących Polaków i odmawiających udziału w mordach, o tych, którzy potem samotnie lub w małej grupie, wbrew niechęci otoczenia, opiekowali się mogiłami zabitych. Ale w innych przypadkach do makabrycznych dziejów masakr dochodzą jeszcze gorszące historie o zamazywaniu pamięci i zakłamywaniu prawdy. Jak w Janowej Dolinie, gdzie do dnia dzisiejszego na tablicy w języku ukraińskim można przeczytać o bitwie, jaką dzielni upowcy stoczyli z „polsko-niemieckim okupantem”, odnosząc oczywiście zwycięstwo. Tak, właśnie w bitewne zwycięstwo „przeistoczyło się” wymordowanie kilkuset mieszkańców polskiego osiedla. Albo w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej – polski historyk Leon Popek, syn cudem ocalałej z masakry Heleny, przez piętnaście lat walczył z ukraińskimi samorządowcami o możliwość dokonania ekshumacji ponad tysiąca ofiar dwóch masowych morderstw. To właśnie niepamięć miejscowych i protesty nacjonalistów podczas polskich uroczystości żałobnych były przykrą codziennością walczących o godne wspomnienie ofiar rzezi wołyńskiej. Ukraiński IPN wprost zasugerował, by tak pozostało, apelując do lokalnych władz o wstrzymanie rozpatrywania wniosków „jakichkolwiek polskich instytucji, osób prywatnych czy organizacji społecznych dotyczących wydawania zezwoleń na budowę nowych polskich pomników i znaków pamięci, czy też restaurację już istniejących”.

Pomnik „akcji UPA przeciwko polsko-niemieckim okupantom” w Janowej Dolinie. Tak opisano wydarzenia, które w rzeczywistości były rzezią polskiego osiedla / fot. Wikimedia Commons

Niestety również wdrożenie tego typu podejścia – już oficjalnie, chociaż może w bardziej dyskretny sposób – było rzeczą absolutnie do przewidzenia. Polski MSZ zdążył już nauczyć Ukraińców, że wybaczy im każdy, nawet najbardziej skandaliczny eksces „polityki historycznej”. Eksportowana na Zachód i wciskana obywatelom opowieść o herosach z UPA dzięki swojemu antyradzieckiemu wymiarowi tak bardzo podobała się polskim fanatycznym „walczącym z komuną”, że manipulowanie pamięcią o ponad 150 tys. wymordowanych rodaków przyszło wybitnie łatwo. Owszem, w Polsce powstawały, głównie przy kościołach, tablice i pomniki wołyńskie. Równocześnie jednak słyszeliśmy, że Ukraina musi sama przerobić lekcję obiektywnego patrzenia na własną historię, że prędzej czy później to zrobi, a do tego czasu trzeba godzić się z Banderą bohaterem. Teraz i to już nieaktualne – przy pomocy UPA można przecież tak pięknie walić w Rosję, a to uwielbia zarówno ekipa znad Dniepru, jak i drużyna „dobrej zmiany”. Obie zgodnie tłumaczą przy tym, że Ukraina jest w tak strasznej sytuacji, że desperacko potrzebuje bohaterów, a niestety do wzięcia są tylko banderowcy. W efekcie, jeśli polscy narodowcy przekonali się o własnej bezkarności i postanowili sami „sprzątnąć” znienawidzony pomnik, tak narodowcy ukraińscy doszli do wniosku, że można brać na celownik niechciane upamiętnienia drugiej strony. Oczywiście jakiejkolwiek humanitarnej refleksji (chodzi o miejsca masowych zbrodni) ani też rozwagi politycznej (czy na pewno warto zadzierać z Polską?) w przypadku tego środowiska nie było co się spodziewać.

Co teraz zrobią polscy politycy, gdy na Ukrainie znowu dojdzie do niszczenia miejsc pamięci? Uderzą się w piersi, przeproszą rząd Hrojsmana za zrujnowany pomnik UPA w Hruszowicach i zaczną tłumaczyć, że w sumie Ukraińcy słusznie się zdenerwowali, czy dalej będą ślepo powtarzać opowieści o nieuchwytnych rosyjskich dywersantach?

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Raz w historii mogliśmy uporządkować stosunki z Polską i jej ukraińska kolonia – unia hadziacką. ale na tym nie zależało ni im, ni nam. I tak zostało. Tylko, ze wtedy magnaci (i ich i nasi) mieli oczywisty interes by do tego nie doszło, a jaki interes mają nasi obecni „magnaci”?

    1. W Polsce i na Ukrainie brakuje refleksji nad ceną, jaką zapłacili Kozacy Zaporoscy sto lat później. Katarzyna II po pokonaniu Tatarów i zajęciu Krymu zaproponowala im przeprowadzkę na bujne stepy nad Kubaniem. Asysta, która miał uświetnić przeprowadzkę, a zwłaszcza okazałe armaty okazały się wystarczającym argumentem. Jeszcze na początku XX wieku pamięć o tym przetrwala wśród potomkow, choć o jakiejś solidarności z Ukrainą, zwaną Malorosją nie było mowy. Mrzonki o Wielkiej Ukrainie od Kubania po Kursk i Krynicę definitywnie rozwiała druga wojna światowa. Dzisiejsi Kozacy znad Kubania, dziś identyfikują się z Rosją, co wyraźnie widać przy budowie mostu nad cieśniną. Oby Ukraińcy to zrozumieli, że nie każdy rozlew krwi zespala naród na wieki. Niektórzy mają dosyć.

  2. Naiwność Polaków nie zna granic. Jakie to stare i nierealne. Ale ciągle powracające zludzenie. W XVI wieku początkowo Litwa, a potem Korona przyzwoliły na osiedlenie zbiegłych przed pańszczyzną i prawem wolnych ludzi i wyspach za porohami. W czasch Stefana Batorego i Zygmunta II Wazy werbowano Kozaków na wojnę przeciwko Moskie, najpierw przez oszusta Łżedymitra, a potem przez wojsko. To jednak Kozacy,wprawdzie Dońscy, zablokowali odsiecz Chodkiewicza i Kreml z polską zalogą padł. Po wspanialej epopei wspólnej obrony Chocimia przed Turkami, szlachta i magnateria, zapewne z wdzięczności, ograniczyla liczbę rejestru , a pozostałych Kozakow zaczęła zapędzać do pańszczyzny. Stąd powstanie Chmielnickiego, po wiekach hajdamackie z rzezią Humania i nienawiść na wieki. Nie wyszedł sojusz z Petlurą i byli sojusznicy na żądanie Lenina wyladowali w obozach dla internowanych. Nie pomogly spóźnione przeprosiny Piłsudskiego, Antykomunistyczni Ukraińcy postawili na Niemcy. I tak pozostaje po dziś dzień, w dodatku z silną ukraińską diasporą w Kanadzie. Życzeniowe myślenie w Polsce, że Ukraina jest sojusznikiem Polski w walce z Rosja jest i ahistoryczne i nie uwzględniające realiów. Marzyciele o wojnie z Rosja widzą powrot Wilna i Lwowa. Ten ostatni nigdy dobrowolnie przez Ukraincow zwrócony nie zostanie. A jaki interes niby mają Ukraińcy, aby pomoc nam odzyskać Wilno, stolicę niepodleglej Litwy, z którą Rosji i tak nie jest po drodze? I to jest caly idiotyzm tej antyrosyjskiej fobii, napędzającej dodatkowo wrogość do Bialorusinów, Ukraińcow i Litwinow. To nie przypadek, że tak lansuje się Lupaszkę i jgo kompanów, za mordowanie białoruskich chłopów, bo sprzyjali przed wojną KPP. To jest motyw, którego wykladnie słyszeliśmy wczoraj, a dziś spokojnie/sic!/ możemy przeczytać w zapowiedzi programu lustracji dwóch pokoleń, dzieci i wnukow ludzi, budujących Polskę Ludową. Zacznie się spektakularnie odkilku dziennikarzy i jakiegoś urzewdnika, ale rozciągnie na każdego, komu zapamiętają, że był członkiem PZPR i sojuszniczego PSL i SD. Jedynie szczęśliwie nie dotyczy to księży-patriotow z tamtej epoki. Raz, że akta po upadku komuny przejął KK, a po drugie z racji domniemania, że nie zostawili potomstwa. I to jedyna jasna gwiazdka na tym niebie jarzonym nienawiścią. Z obecną mniejszością ukraińska, wystarczy obejrzeć kartkę z zaproszeniem do Komitetu Honorowego Obxchodow Rocznicy Akcji Wisla, dołączoną do GW, Polska sama sobie probuje powtórzyć własną wersję Kosowa, czy Bośni. Jeśli ktoś tego nie rozumie, może ocknąć się już w oparach pożogi. A wtedy będzie za późno. I pomyśleć, że coś takiego szykuje się w kraju, gdzie po raz pierwszy po odzyskaniu niepodległości, wszyscy na najwyższych staowiskach mają dyplomy wyższych uczelni, a niektórzy doktoraty.

  3. „przy pomocy UPA można przecież tak pięknie walić w Rosję, a to uwielbia zarówno ekipa znad Dniepru, jak i drużyna „dobrej zmiany””

    To „piękne walenie” w Rosję ma dłuższą tradycję i nie zaczęło się od „dobrej zmiany”.

    W starciu z Ukrainą na pomniki i miejsca upamiętnień jesteśmy na przegranej pozycji z dwóch powodów: 1. Znacznie więcej miejsc i obiektów polskiej pamięci jest na Ukrainie, niż odwrotnie, 2. Jesteśmy niewolnikami „polityki historycznej” i to odbiera pole manewru.

    Nie mamy wyjścia i będziemy musieli przełknąć upokorzenia związane z niszczeniem i profanowaniem polskich miejsc pamięci na Ukrainie. Tak jak Niemcy musieli przeżyć to samo w stosunku do swoich miejsc pamięci na naszych ziemiach zachodnich.

    1. Mamy wyjście! Możemy zerwać stosunki dyplomatyczne Ukrainą! Naprawić stosunki z Rosją.
      Obecnie Polska jest dojną krówką Ukraińców! Wiadomo jednak, że zgodę na taką decyzję musi wydać Bruksela czy Waszyngton!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Halo, czy dr Lynch?

August Grabski, profesor Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego, wykładowca, ciesząc…