Magazyn „Viva!” (tym razem nie chodzi o prawa zwierząt, ale o „życie gwiazd”) drukuje „poruszającą rozmowę” z Joanną Przetakiewicz, byłą partnerką jednego z najbogatszych Polaków. Wywiad reklamowany jest jako publikacja exclusive – to pierwsza próba rozmowy o Janie Kulczyku od czasu jego śmierci, podjęta przez panią Joannę. Dowiedziałam się z niej, że przez 30 lat żyłam w ciemności. Sądziłam na przykład, że nie ma nic złego w tym, kiedy człowiek mieszka w wynajętym mieszkaniu urządzonym za pomocą mebli z Ikei. Okazuje się, że według Joanny Przetakiewicz to synonim życiowej klęski.

Pani Joanna niechętnie wspomina epokę „przed Kulczykiem”. Była po rozwodzie, było ciężko: „Przeniosłam się z synami z Anina do centrum, wynajęłam mieszkanie, urządziłam meblami Ikei. Krew mi się ścinała w żyłach ze strachu. Co będzie dalej, czy sobie poradzę?”. Jak Pani sądzi, Pani Joanno, kto czyta wywiady z celebrytami w magazynie „Viva” i jemu podobnych? Zapewniam, że nie jest to magazyn dedykowany Izabelom Łęckim. Jest wśród nich wiele kobiet takich jak pani z „ery Ikei”: samotnych matek z trójką dzieci. Tylko że nie mają możliwości ani czasu zastanawiać się nad tym, czy należałoby już wymienić meblościankę z lat 70, która została po rodzicach. Meble z Ikei to dla nich fikuśne zbytki, nie mówiąc o „mieszkaniu w centrum”.

Rozumiem oczywiście, co przez takie zwierzenia pragną przekazać nam celebryci: patrzcie, nie jesteśmy wolni od zwykłych ludzkich trosk, mamy krew, mięśnie i depresję, zupełnie jak wy – zjadacze chleba kupionego za dodatek 500 plus. Mam jednak wrażenie, że pewna nieprzekraczalna granica narcyzmu zostaje daleko za nami, gdy słyszę o depresji na wakacjach w stolicy Tajlandii. Bogaci ludzie mają to do siebie, że prezentują autentycznie głęboko zakorzenione przekonanie, iż „pieniądze nie mają znaczenia”. Moment, w którym odkrywają „rany, ja na serio byłem kimś uprzywilejowanym! A teraz mogę nie być!” jest – wierzę w to – prawdziwym poznawczym szokiem, którym bez skrępowania dzielą się ze światem za pośrednictwem kolorowych pism. Oczy otwierają im się szeroko ze zdumienia, że to jednak prawda: może nie starczać do końca miesiąca! „Przeżyłem to!” – oznajmiają, jakby relacjonowali pobyt w obozie survivalowym. Moje najszczersze gratulacje, witamy na Ziemi.

To nie koniec życiowych refleksji pani Joanny. Okazuje się, że dwa tygodnie po śmierci byłego partnera, którą – w co również wierzę – głęboko przeżyła, udawszy się na nowojorski Fashion Week, ze zgryzoty „przechodziła cały tydzień w jednej sukience”. Mam wiele szacunku do żałoby, wiele współczucia dla straty bliskiej osoby, żywiciela rodziny. Ale zastanawiam się też, jaki cel przyświecał dziennikarce konstruującej wywiad. Czy nie powinna zapalić jej się czerwona lampka, że wysyła w świat bezczelnie pogardliwy dla niezamożnych kobiet komunikat osoby oderwanej od świata, rzadko przebywającej wśród zwykłych śmiertelników?

Jest też w rozmowie z panią Joanną cenna porada, którą w życie powinna wcielić każda z nas. „Zasada numer jeden szczęśliwej kobiety, co powtarzam nawet córkom moich przyjaciół: Nigdy, przenigdy nie zakochaj się nieszczęśliwie, bo tylko idiotki tak robią. Nigdy nie można być bardziej zaangażowanym w faceta, niż on w ciebie”. Tylko idiotki kierują się w życiu bezinteresownymi uczuciami, prawda? Na co wobec tego powinny zwracać uwagę kobiety sukcesu, zanim pozwolą sobie na stan zakochania? Nawet nie chcę zdradzać, jaka odpowiedź mi się nasuwa.

Papier zniesie wszystko, dyktafon wszystko nagra. Wydawać by się mogło, że dziś, kiedy dopiero okazuje się, jak bardzo potrzebne polskim rodzinom było choćby drobne finansowe wsparcie, publikacja artykułu o takiej wymowie jest czymś absurdalnym. „Ludzie, naprawdę byłam w dołku! Siedziałam z dziećmi w wynajętym lochu obstawionym szwedzkim dziadostwem. Chodziłam w jednej sukience podczas prestiżowej gali. Wiem, co to cierpienie – nie mieć mocnej pozycji w klasie próżniaczej”. Taki właśnie przekaz dostają polskie kobiety. Nie wiedziałaś w jak głębokiej jesteś dupie? To już wiesz. Usiądź na swojej kanapie Beddinge obok stoliczka Lack i płacz. Jeśli spotkasz księcia z grubym portfelem, być może odkryjesz w sobie aspiracje i odtąd płakać będziesz już tylko w mercedesie. A ktoś to nawet zilustruje i wydrukuje.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Popieram Panią Weronie w 100%, tylko błagam nie popełniajcie w kółko tego samego błędu – nie „celebryci” a „cWelebryci”!

  2. Wyalienowanie ze społeczeństwa – to nie tylko choroba naszych nowobogackich. Już małżonce jednego z Ludwików przypisywano stwierdzenie ,,lud skarży się, że nie ma chleba” – to niech jedzą ciastka”.
    Klasa próżniacza tak ma – a aspirujący do niej celebryci są jeszcze gorsi…

  3. artykuł potwierdza mój pogląd o tzw celebrytach i dziennikarzach czerpiących korzyści z „tragedii” pozdrawiam P.Weroniko

    1. Wsadż sobie w pupcię rozżarzony pogrzebacz, tym zimnym końcem, to Ci przyniesie ulgę!!!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ruski stanął okoniem

Gdy się polski inteligencik zeźli, to musi sobie porugać kacapa. Ale czasem nawet to mu ni…