Wszystko wskazuje na to, że nad Bosforem jeszcze w tym roku odbędą się kolejne wybory parlamentarne. Dzisiejsze rozmowy premiera Ahmeta Davutoglu z potencjalnym koalicjantem zakończyły się fiaskiem. Rządząca AKP chce zyskać większość, umiejętnie grając na nucie wojennej.

Başbakan Recep Tayyip Erdoğan, AK Parti Genişletilmiş İl Başkanları Toplantısı'na katıldı. Başbakan Erdoğan, partilileri ''Rabia'' işareti yaparak selamladı. (Evrim Aydın - Anadolu Ajansı)
Başbakan Recep Tayyip Erdoğan, wikipedia commons

Zakończyły się negocjacje pomiędzy przedstawicielami obecnie sprawującej władze Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), a największym ugrupowaniem opozycyjnym – socjaldemokratyczną, tylko z nazwy, Partią Ludowo-Republikańską (CHP). – Rezultat jest negatywny – oświadczył zdawkowo Kemal Kilicdaroglu, lider CHP, dając do zrozumienia, że ostatnia szansa na podpisanie porozumienia została właśnie pogrzebana. Przywódca opozycji powiedział, że jedyną propozycją, jaka padła z ust szefa rządu, była wizja parlamentu z hegemoniczną rolą AKP. – To niemoralne, by obecny premier zachował misję sformowania rządu – stwierdził Kilicdaroglu w rozmowie z dziennikarzami.

Oznacza to, że politykom AKP pozostały dwa scenariusze. W pierwszym rządząca ekipa dogaduje się ze skrajną prawicą z Nacjonalistycznej Partii Działania (MHP). Według tureckich komentatorów, rozmowy na temat zawiązania takiego sojuszu mają się rozpocząć w najbliższych dniach. Prezydent Recep Tayyip Erdogan i premier Davutoglu liczą, że w przypadku wejścia MHP do rządu, ich partia zdoła przejąć część nacjonalistycznego elektoratu, czyli mówiąc językiem polskiego podwórka politycznego – zjeść przystawkę. Drugą możliwością są przyspieszone wybory parlamentarne. AKP liczy, że dzięki wywołaniu w społeczeństwie atmosfery zagrożenia wojną z Państwem Islamskim i podjęciu zmasowanych represji wobec Kurdów, partii uda się uzyskać w nowym rozdaniu absolutną większość w Wielkim Zgromadzeniu Narodowym. AKP stara się postawić w roli jedynej formacji, która jest w stanie zapewnić obywatelom bezpieczeństwo.

Wywołanie konfliktu z Kurdami oprócz próby przyciągnięcia wyborców MHP, ma również na celu społeczną dyskredytację, a w dalszej perspektywie – oficjalną delegalizację kurdyjsko-tureckiej partii HDP, która okazała się „czarnym koniem” ostatnich wyborów, uzyskując 11,6 proc. głosów. Prezydent Erdogan zarzucił niedawno HDP związki z „organizacjami terrorystycznymi”. Zaapelował też o uchylenie immunitetu deputowanym, którzy podejrzewani są o powiązania z Partią Pracujących Kurdystanu, uznawaną przez Turcję, a także UE i USA, za organizację terrorystyczną. Trwa również dochodzenie w sprawie przywódcy HDP, Selahattina Demirtasa, któremu prokuratura postawiła zarzut „zakłócenia porządku publicznego” i „podżegania do przemocy”. Politykowi grozi nawet kara 24 lat więzienia.

Bez względu na to, czy AKP ostatecznie zawiąże koalicję z nacjonalistami, czy doprowadzi do przedterminowych wyborów – nie ma najmniejszych wątpliwości, że głównymi tematami w najbliższych miesiącach nad Bosforem będą kwestie związane z bezpieczeństwem i tzw. „wojną z terroryzmem” – które zostały już cynicznie zinstrumentalizowane przez rządzącą ekipę.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Putin: jesteśmy gotowi do wojny jądrowej

Prezydent Rosji udzielił wywiadu dyrektorowi rosyjskiego holdingu medialnego „Rossija Sego…