– Uzgodniliśmy warunki zawieszenia broni w Syrii – taki komunikat kilka godzin temu nadszedł z ministerstwa spraw zagranicznych Turcji. Regionalni gracze dogadali się z pominięciem skostniałych instytucji międzynarodowych, czy też Turcy pośpieszyli się z obiecującą wiadomością?

Z Johnem Kerrym Siergiej Ławrow nie wypracował trwałego zawieszenia broni w Syrii. Lepiej pójdzie mu z Mevlutem Cavusoglu? / fot. Wikimedia Commons

Wszystkie poprzednie próby zawieszenia broni w Syrii i wypracowania dyplomatycznego rozwiązania upadały prędzej czy później. Ostatnia, z rozmachem ogłoszona przez Moskwę i Waszyngton, przewidywała nawet utworzenie wspólnych mechanizmów walki z terrorystami powszechnie uznawanymi za terrorystów, tzn. z Frontem Obrony Ludności Lewantu (Dżabhat an-Nusra) oraz z Państwem Islamskim. Zanim do wspólnej walki doszło, zawieszenie broni pogrzebał „przypadkowy” amerykański atak na pozycje syryjskich żołnierzy broniących Dajr az-Zaur przed Państwem Islamskim właśnie.

To podejście do porozumienia aż takim rozmachem się nie cechuje. Turcja i Rosja, mówi Mevlüt Çavuşoğlu, ustaliły, że o północy walczące strony wstrzymają działania zbrojne. Oprócz tego turecki polityk stwierdził, że został opracowany projekt politycznego rozwiązania konfliktu. Agencja Reutera, powołując się na swoje źródła w tureckim rządzie, napisała, że trzy kraje postanowiły podzielić Syrię na swoje nieformalne strefy wpływów, a o losie aktualnego prezydenta zdecydować w toku negocjacji, które dopiero nastąpią. Al-Asad miałby jednak tymczasowo pozostać głową państwa jeszcze przez co najmniej trzy lata. Çavuşoğlu zastrzegł, że jego kraj nadal oczekuje, że aktualny prezydent Syrii odejdzie. Rosyjski MSZ nie skomentował informacji płynących z Ankary. W ubiegłym tygodniu szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow mówił, że jego kraj, Turcja i Iran zgadzają się co do tego, że priorytetem w Syrii jest walka z terrorystami, a nie szukanie następcy al-Asada.

Właśnie kwestia walki z terrorystami może okazać się najsłabszym punktem tego porozumienia. Rosja oczekuje, że tereny, na których, według oficjalnej terminologii, „toczą się szczególnie zacięte walki z terrorystami” nie zostaną objęte porozumieniem. Chodzi m.in. o zajęte przez opozycję obszary w regionie Damaszku (wschodnia Ghuta). Kluczową rolę odgrywają tam formacje islamskich fundamentalistów, takich jak salaficka Armia Islamu (Dżajsz al-Islam) czy Wolni Ludzie Lewantu (Ahrar asz-Szam) – dla Rosji to terroryści tacy sami, jak Państwo Islamskie. Turcja tymczasem przez kilka lat udzielała takim „demokratycznym opozycjonistom” pomocy. Wiedząc o tym, powtarzają oni, że walkę przeciw al-Asadowi będą prowadzić do ostatecznego zwycięstwa (Ahrar asz-Szam), albo zapewniają, że o żadnym zawieszeniu broni nic im nie wiadomo. Brzmi to co najmniej dziwnie w świetle faktu, że turecki minister spraw zagranicznych w ostatnich dniach intensywnie rozmawiał z przedstawicielami głównych komitetów opozycyjnych, relacjonując swoje działania w mediach społecznościowych.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ławrow: Zachód pod przywództwem USA jest bliski wywołania wojny nuklearnej

Trzy zachodnie potęgi nuklearne są głównymi sponsorami władz w Kijowie i głównymi organiza…