Prawybory w kolejnych czterech amerykańskich stanach nie zmieniły znacząco układu sił pomiędzy kandydatami. U Republikanów nieznacznie powiększył przewagę Donald Trump, u Demokratów pewnie zmierza po zwycięstwo Hilary Clinton, choć jej rywal – Bernie Sanders walczy bardzo dzielnie.

Hilary Clinton - faworytka Demokratów do uzyskania nominacji / youtube.com
Hilary Clinton – faworytka Demokratów do uzyskania nominacji / youtube.com

74-letni senator z Vermont sprawił wczoraj ogromną niespodziankę wygrywając z Clinton w stanie Michigan. Do swoich racji zdołał przekonać 49,8 proc. wyborców, podczas gdy była Pierwsza Dama otrzymała 48,3 proc. Przed starciem sondaże dawały jej przewagę kilkunastu punktów procentowych. Spory wpływ na wynik miała z pewnością niedzielna debata telewizyjna, którą, zdaniem większości komentatorów zdecydowanie wygrał Sanders. Kandydat określający się jako demokratyczny socjalista skupiał się na krytyce poparcia Clinton dla międzynarodowych umów o wolnym handlu, które mogą okazać się gwoździem do trumny amerykańskiego przemysłu. Słowa Sandersa o „fatalnych skutkach” wcześniej podpisanych traktatów (NAFTA) i obecnie planowanych (TTIP, TTP), wypowiedziane w Detroit, byłej stolicy produkcji samochodów, okazały się bardzo przekonujące dla mieszkańców Michigan. Zwycięstwo Sanders w tym stanie jest dla niego dobrym prognostykiem przez nadchodzącymi prawyborami w industrialnych stanach na północy kraju.

Sztab Hilary Clinton może mieć jednak więcej powodów do zadowolenia, niż do zmartwień. Kandydatka popierana m.in. przez wielki kapitał i finansjerę odniosła bowiem miażdżące zwycięstwo w Missisipi. W tradycyjnie konserwatywnym stanie byłej Sekretarz Stanu zaufało aż 82,6 proc. wyborców, a Sanders – zaledwie 16,5 proc.

Wszystko wskazuje na to, że Clinton nominację do startu w jesiennych wyborach ma już w kieszeni. Po wczorajszych prawyborach zwiększyła swój dorobek o 84 głosy delegatów, Sanders pozyskał ich 67. W ogólnej klasyfikacji, była Pierwsza Dama ma 1220 głosów, a jej rywal – 571 z 2384 niezbędnych do zdobycia nominacji.

Po chwilowej zadyszce, na dobre tory wrócił lider wyścigu na łonie Partii Republikańskiej, Donald Trump. Multimiliarder zwyciężył wczoraj w Michigan, Missisipi i na Hawajach. Drugi w stawce Ted Cruz zdołał wygrać tylko w Idaho. Senator z Teksasu wciąż zachowuje jednak realne szanse na doścignięcie Trumpa, czego nie można powiedzieć o innym kandydacie – Marco Rubio z Florydy, którego kampania, opierająca się w ostatnich tygodniach głównie na atakowaniu Donalda Trumpa, zupełnie straciła na dynamice, co znajduje odzwierciedlenie w fatalnych wynikach. Wczoraj Rubio przegrał w 3 z 4 stanów nawet z posiadającym dotąd najmniejsze poparcie Johnem Kasichem z Ohio.

Trump pozyskał na razie poparcie 447 delegatów, Cruz – 346, Rubio – 154, a Kasich – 53. Gwarancją nominacji jest osiągnięcie 1237 głosów na lipcową konwekcję GOP. Jeśli żaden z kandydatów nie osiągnie tego pułapu, wówczas decydujący głos będą mieć przedstawiciele partii na ogólnym zgromadzeniu, którzy nie będą zobligowani głosami obywateli ze swoich stanów. Niewykluczony jest więc wariant, w którym Trump, mimo osiągnięcia najwyższego poparcia nie zostanie nominowany, a do wyścigu o Biały Dom wystawiony zostanie inny kandydat, najpewniej Cruz bądź Rubio.

Wybory prezydenckie w USA odbędą się 8 listopada bieżącego roku.

[crp]
Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…