W tym roku, po raz pierwszy od 70 lat, 9 maja nie jest w Polsce świętem państwowym. Uchwalona chwilę temu ustawa zniosła obowiązujące od 1945 roku Narodowe Święto Zwycięstwa i Wolności z 9 maja i zastąpiła go Narodowym Dniem Zwycięstwa 8 maja. Różnica wynika z faktu, iż kapitulacja Niemiec miała miejsce o 22.30 w Berlinie, a w Moskwie było już po północy – toteż Związek Radziecki, a wraz z nim jego satelici, День Победы świętowali 9 maja. I oczywiście nie ma żadnego powodu, żeby w Polsce rocznicę nadal obchodzić wedle czasu moskiewskiego – aż dziw, że zajęło to politykom aż ćwierć wieku. Ale nie należy też udawać, że ta zmiana sprowadza się do prostego wyregulowania zegarka.
Jest czymś głęboko ponurym i skrajnie niemoralnym wprzęganie tej akurat daty w bieżące wojny polityczne. Niezależnie od oceny dzisiejszej Rosji – nie ma wątpliwości co do tego, że to Związek Radziecki wygrał II wojnę światową w Europie. O jej losach zdecydował front wschodni: rozciągał się on na 4 do 6 tysięcy kilometrów (czyli cztery razy tyle, co inne fronty europejskie); walczyło tam 5 milionów niemieckich żołnierzy i trzy czwarte niemieckiego ciężkiego sprzętu; armia niemiecka poniosła tam 80 procent swoich strat w ludziach. A są to straty nieporównywalne do ofiar ZSRR: podczas wojny poległo, wedle różnych szacunków, 9 do 14 milionów żołnierzy Armii Czerwonej i drugie tyle radzieckich cywilów. Ofiary amerykańskie z II wojny światowej to, warto nadmienić, nieco ponad 400 tysięcy. Trudno się zatem dziwić, że Rosjanie gniewają się, gdy sondaże wskazują, że większość mieszkańców Europy Zachodniej zwycięstwo nad faszyzmem przypisuje Amerykanom. Takie badanie w kwietniu na zlecenie agencji Sputnik przeprowadził uznany brytyjski ośrodek ICM Unlimited. Wynikło z niego, że 43 procent mieszkańców Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec uważa, że Hitlera z Europy pogonili Amerykanie, 20 procent – że Brytyjczycy, 22 procent nie wie, 2 wymienia inne armie – i tylko 13 procent ankietowanych wskazało na Armię Czerwoną.
Czego byśmy nie myśleli o Putinie, Ukrainie, separatystach, „operacji antyterrorystycznej” i całym tym toczącym się za naszą wschodnią granicą dramacie; czego nie myślimy o trudnej i złożonej historii Polski Ludowej – milionom radzieckich żołnierzy, dzięki którym mówienie po niemiecku jest dziś dla Polaków jedynie pożyteczną umiejętnością, należy się nasz szacunek i wdzięczność. Tyle.