Minister spraw zagranicznych powołuje na wysokie stanowisko Jana Kowalskiego. Jan Kowalski w wieku 5 lat emigruje z rodzicami do Moskwy. Tam funkcjonuje jako Iwan Kovaliev. Rodzice dbają o jego wyształcenie. Ich syn wyrasta na prawdziwego człowieka sukcesu. Przez lata negocjuje warunki koegzystencji pomiędzy sektorem prywatnym a państwowymi spółkami. To światowej klasy analityk, przy okazji “wtyka” koncernów obracających kasą, jakiej trzy czwarte Polaków na oczy nie widziała. Kovaliev zostaje w polskim ministerstwie człowiekiem odpowiedzialnym za promocję gospodarczą. Nagle poczytny dziennik spuszcza bombę – Kovaliev to agent Kremla, mający na koncie współpracę z wywiadem!
Resort, który zatrudnił Kovalieva, mówi, że to bzdury. Że nasze służby to sprawdziły. A nasze służby się nie mylą. Jednak zwalnia Kovalieva w trybie nagłym po 7 tygodniach od powołania. Wykreśla go z ustalonego dużo wcześniej kalendarza spotkań, w których miał towarzyszyć za granicą głowie państwa. Potem okazuje się, że Kovaliev ma w Suwałkach małą firemkę, która chwilę przed jego zwolnieniem otrzymała 24 miliony bezzwrotnej dotacji od rządu. A minister spraw zagranicznych nadal spokojnie jest ministrem spraw zagranicznych. Siedzi sobie na krzesełku powtarzając “jest dobrze, wszystko jest dobrze”, jak na tym memie z misiem w płonącym mieszkaniu. Wyobrażacie sobie taki scenariusz?
Ja też nie.
A jednak jest możliwy – pod warunkiem, że zamieni się nazwę kraju i personalia wiceministra. Bo przecież fakt, że pół-Amerykanin pilnował za grubą kasę interesów wielkich korporacji to nie jest wystarczający powód, żeby szef MSZ poniósł konsekwencje. Szef tego samego MSZ, które zamierza ścigać i zamykać wszystkich “agentów wpływu” Rosji. Nie tylko jej, ale głównie jej. Agentem wpływu jest każdy, kto z Rosją ma wspólnego cokolwiek. Wpływem jest wszystko. Jesteś pod wpływem, jeśli czytasz rosyjskie media. Jesteś pod wpływem, jeśli jeździsz tam częściej, niż zezwoliłby na to szef ABW. Jeśli robisz interesy z rosyjskimi firmami – i – nie daj Boże – zarabiasz na tym. Jeśli masz narzeczoną Rosjankę, masz głos Putina w swoim domu. Żeby Cię aresztować i przetrzymywać w więzieniu całymi miesiącami, nie potrzeba wcale “Gazety Wyborczej” ani jej oskarżeń o szpiegostwo. Ale może Grey ma jeszcze więcej twarzy, niż sądzimy. Na przykład 24 miliony.