Kiedy piszę te słowa, w Toruniu wciąż trwa feta z okazji 25-lecia powstania Radia Maryja, fenomenu medialnego i społecznego. Nie będę komentował wiader wazeliny, wylewanych ze sceny na głowę twórcy Radia – Tadeusza Rydzyka. Nie mam też ochoty roztrząsać, jak to jest możliwe, że w państwie, konstytucyjnie zobowiązanym do neutralności światopoglądowej, na uroczystość stricte religijną biegną najważniejsi państwowi urzędnicy z prezydentem na czele i tam oddają wiernopoddańcze peany, używając słów do tej pory zarezerwowanych dla hołdów wasalnych lub piszą listy, pełne sformułowań godnych przepraszającego za niesubordynację lokaja. Nie ma co dodawać kolejnych zarzutów o szafowanie antysemityzmem i skrajnie nacjonalistyczne hasła. Ćwierćwiecze Radia Maryja, razem z hufcami jego zwolenników, udowadnia jednocześnie coś ważnego, co często nam umyka – słabości i obojętności państwa wobec swoich najsłabszych obywateli.
Ne byłoby bowiem możliwe stworzenie „rodzin” tego radia, niebezpiecznie często ocierających się o fanatyzm, ochotnie rezygnujących z samodzielnego myślenia, łatwo poddających się stadnym zachowaniom, gdyby nie neoliberalna ideologia państwa polskiego, obowiązująca od 1989 roku. To dzięki niej miliony ludzi nie tylko zostało wykluczonych ekonomicznie. Poczuli się też gorszym gatunkiem, w czym utwierdzała ich niemal codziennie fala propagandowych obelg, że biedny równa się głupszy. Ale co najgorsze, poczuli się też całkowicie porzuceni przez swoje państwo, które nawet nie starało się zachować pozorów, że mają dla niego jakiekolwiek znaczenie. I w ten nastrój całkowitej, totalnej klęski, wszedł nagle kojący głos płynący z radia, który przekonywał ich, że nie są sami. Że komuś na nich zależy. Że można uruchomić łańcuszek wzajemnej życzliwości, niechby nawet werbalnej, dla nich jednak ważnej.
W zamian głos w radiu nie wymagał wiele: wspólnej modlitwy na początek i wdzięczności dla Najwyższego. No i słuchania radia i jego audycji. W których najpierw mówiono, że są ważni w ogóle, potem, że są ważni, bo należą do szczególnego narodu, potem, że byliby jeszcze więksi i ważniejsi, gdyby nie inne narody, religijnie obce. A jeszcze potem już szło z górki: liczba wrogów rosła, podobnie jak ich wyimaginowana zjadliwość. To bardzo proste tłumaczenie świata w kategorii „swój – obcy” padało na podatny grunt: samotności i rozgoryczenia. I dzisiaj Radio Maryja sprawuje rząd dusz, może nie nad większością Polaków, ale tymi, których przeżuł i wypluł antyspołeczny kapitalizm.
Tam, gdzie państwo umyślnie rezygnuje z opieki nad biedniejszymi obywatelami, w lukę wchodzą spece od manipulacji, którzy chętnie ich przytulą do piersi i poprowadzą tam, gdzie im się żywnie podoba.