Dziś rano pod Sejmem stanęły barierki. Przedstawiciele Narodu skrupulatnie opłotkowali się przed swoimi wyborcami. Wymówką okazał się wczorajszy „akt obywatelskiego nieposłuszeństwa” w postaci kilku Obywateli RP, którzy „wtargnęli na sejmowy parking”. Postanowiono, że barierki pozostaną tam do końca dzisiejszego posiedzenia. Rządzący wysłali swoim obywatelom jasny sygnał: „Właśnie likwidujemy trójpodział władzy, prosimy nie przeszkadzać!”.
Z jednej strony jesteśmy karmieni bajkami o niesłabnącym poparciu, z drugiej władza zastawia się murem przed swoimi obywatelami gdzie tylko może: na Wawelu, pod Pałacem Prezydenckim, a teraz już nawet podczas obrad Sejmu. Partia Kaczyńskiego wydaje wojnę islamistom, rosyjskim agentom i europejskiej biurokracji, a boi się kilku zakłócaczy porządku?
Czy władza, demokratycznie wybrana i ukochana przez Suwerena, musi rządzić otoczona sztachetami i uzbrojonymi facetami w kamizelkach? Czy w ogóle potrzebuje przejęcia Sądu Konstytucyjnego, a potem Najwyższego, żeby wygrać kolejne wybory? Naprawdę dobre zmiany obroniłyby się przecież same, pomimo intryg Rzeplińskich, Kijowskich czy Petru. Gdyby PiS nie zbudował państwa z kartonu, który się zaraz rozleci, tylko z solidnej cegły, miałby w kieszeni wygraną przez najbliższą dekadę. Nie musiałby uciekać się do sztuczek z wywracaniem szachownicy. Prawda jest natomiast taka, że Kaczyński doskonale zdaje sobie sprawę, że na hojne rozwiązania socjalne za chwilę zabraknie pieniędzy, a obszary, z których można „zabrać” już zaczynają złowieszczo się kurczyć. A ludzie, jak raz dostali 500, nie pójdą już na 400 ani 350. Prawda jest taka, że reformy Radziwiłła nie zmniejszyły żadnych kolejek i nie poprawiły jakości opieki zdrowotnej. Prawda jest taka, że Szyszko szaleje z piłą mechaniczną – i szerszą publikę obejdzie to dopiero wtedy, kiedy Unia realnie odbierze nam część funduszy. Prawda jest taka, że notorycznie łamane są prawa kobiet. Prawda jest taka, że PiS powyrzucał „złodziei” ze Spółek Skarbu Państwa tylko po to, żeby wymienić ich na bardziej zaufanych. Prawda jest taka, że ani banki, ani najzamożniejsi Polacy wcale nie wykładają z kieszeni więcej niż dotychczas. I nic nie wskazuje, żeby mieli zacząć. Prawda jest taka, że oburzenie skandalami reprywatyzacyjnymi ucichnie, jak tylko uda się zmarginalizować Gronkiewicz-Waltz.
PiS odgradza się fizycznie, Platforma odgradzała się od swoich obywateli mentalnie. Jej przedstawiciele rzadko przebywali (i do tej pory rzadko przebywają) na Ziemi. Platforma uznała, że państwem nie trzeba rządzić, wystarczy jedynie zarządzać, jak firmą. Donald Tusk powtarzał z dumą w głosie: „Jeśli ktoś ma >>wizję<<, to powinien udać się do lekarza”. Tylko, że państwo to nie firma. Ten fakt, jak się zdaje, nie dotarł do PO po dziś dzień. PiS miał „wizję”, wizję, którą łatwo jest narzucić ludziom umęczonym, zdesperowanym, spłacającym nie swoje długi, wyrzucanym na bruk: że każda zmiana będzie zmianą na lepsze.
Powolne, ślimaczące się budowanie autostrad podczas gdy większości nie stać nawet na bilet na autobus – nikomu nie przyniosło ulgi. Wielki pożar, który właśnie szykuje PiS, na dłuższą metę też nas z tych kolan nie podniesie, ale da przynajmniej zaspokojenie żądzy zemsty i poczucie, że poleciały jakieś głowy. To dlatego wielu ludzi popiera pisowskie przejęcie sądów: opieszałych, protekcjonalnych, niechlujnych. Tylko, że znów wracamy do punktu wyjścia: w całej reformie wymiaru sprawiedliwości nie chodzi o sprawiedliwość (nie mówiąc o prawie), nie chodzi o ludzi. Chodzi o władzę na następne lata. Tylko o to. Kiedy już ją dostaną, pański but, pod który nas wzięli, błyskawicznie stwardnieje. Gdyby tak nie było, nikt nie musiałby stawiać dziś sztachet.
…łańcuch kołysał się u nóg.