„A wiosną niechaj wiosnę, nie Polskę, zobaczę” – pisał klasyk. Polska wiosna i okolice Wielkanocy od lat wywołują u mnie swoiste deja vu. To czas zmasowanego topienia szczeniaków i kociąt, wyrzucania z samochodów oraz przywiązywania do drzew i tłuczenia po głowie siekierą zwierząt, które jeszcze pół roku temu robiły za bożonarodzeniowe prezenty, a także – przekonywania nas przez kościelnych hierarchów i sympatyzujące z nimi media, że nasza cywilizacja zmierza ku zagładzie, bo ktoś to wszystko odnotował i jeszcze się przejmuje.

„Makabryczne odkrycie w gospodarstwie pod Łodzią, zdjęcia 18+”; „Zamykane bez dostępu do wody i jedzenia”; „Martwe zwierzęta na podwórku – najbardziej wstrząsająca interwencja w naszej historii”; „Martwy pies przykuty do budy”; „Głodził, bił, kopał i dusił” – to przegląd tylko kilku nagłówków z przedświątecznego tygodnia w katolickim kraju. Ze stawu w Świętochłowicach wyłowiono skrępowane zwłoki psa. Popularny na Facebooku weterynarz z Gdyni, Przemysław Łuczak, w Wielki Piątek wrzucił zdjęcia siatek na kartofle, w które ktoś sprawnie „spakował” po dwa koty i podrzucił pod śmietnik.

Tego samego dnia arcybiskup Wacław Depo ubolewał na Jasnej Górze, że walczy się o prawa zwierząt, a odkłada walkę o prawa człowieka. Płakał nad płodami, które nie dostaną szansy urodzić się bez mózgu i z jednym okiem, aby umrzeć w ciągu kilku godzin. Wtórował mu ojciec Rydzyk, płacząc nad losem hodowców norek, nad którymi zawisło widmo śmierci głodowej. Najgłośniej płacze jednak przepełniony chrześcijańską miłością bliźniego portal Fronda. Ubolewa nad tym, z jaką nienawiścią w mediach społecznościowych, która dotknęła oprawcę szczeniaka Fijo i „domaga się zaprzestania traktowania zwierząt na równi z człowiekiem”.

„Trzeba wystrzegać się przy tym postaw zwierzęta humanizujących, a dehumanizujących ludzi, w rodzaju porównań, że »sprawcy należy zrobić to, co on zrobił zwierzęciu«. To karygodne” – ubolewają redaktorzy jednym głosem z bohaterskim Episkopatem, który w ostatnich tygodniach z godnym podziwu uporem siedział parlamentarzystom na głowie, bo nie masz w kraju spraw ważniejszych niż projekt Kai Godek.

Stopniał śnieg, a spod niego jak co roku wyjrzała polska hipokryzja. Pławimy się w abstrakcyjnym cierpieniu na abstrakcyjnym krzyżu, domagamy się respektowania praw abstrakcyjnych bytów w imię ideologii, ale lekceważymy realne cierpienie „maluczkich”, którzy boją się, czują, krwawią. Warto odnotować, że w tym roku miłosierny polski kościół dołożył również starań, aby prawa kobiet zrównały się z prawami kotów uwięzionych w siatkach na kartofle.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Dobrze być katolikiem. Można grzeszyć ile wlezie. A potem się wyspowiadać i załatwione – odrzwia raju otwarte. Ale co to za raj, taki katolicki.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…