1. Ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa, ustroju sądów powszechnych i Sądzie Najwyższym są niekonstytucyjne i stanowią krok ku autorytarnemu państwu, w którym władza wykonawcza znajduje się poza jakąkolwiek kontrolą. W praktyce przyznają one ugrupowaniu rządzącemu pełną władzę nad systemem sądownictwa. Ręczne sterowanie sądami przez PiS miałoby olbrzymi wpływ na funkcjonowanie sceny politycznej, rynku pracy czy życia kulturalnego. Sądy podporządkowane jednej partii to możliwość delegalizacji partii opozycyjnych, mediów czy stowarzyszeń antyrządowych, zakazywania niewygodnych dla władzy demonstracji, wprowadzenia cenzury, nieuznawania wyników wyborów.
  2. Część ludzi lewicy, w tym związkowców, twierdzi, że spór o Sąd Najwyższy czy ustrój sądów powszechnych są to tematy zastępcze, nieistotne dla tzw. „zwykłego” człowieka. Jest to opinia błędna. Nawet jeżeli część społeczeństwa lekceważy kwestie związane z wyborami, mediami czy funkcjonowaniem krytycznych wobec władzy stowarzyszeń, to wymiar sądownictwa ma znacznie szerszy zakres. Po podporządkowaniu sądów jednej partii, bez żadnej instancji odwoławczej władza będzie mogła zwolnić niewygodnych pracowników, zdelegalizować krnąbrny związek zawodowy, zlikwidować firmy prowadzone przez krytyków rządu, usankcjonować dyskryminację ze względu na orientację seksualną czy wyznanie. Będzie też mogła wydawać niekorzystne wyroki dla obywateli sądzących się z członkami PiS-u lub ich znajomymi. Sądy w rękach partii rządzącej to ustawiane wyroki nie tylko w sprawach jawnie politycznych, ale też w kwestiach prywatnych. Nie chodzi tu tylko o wyroki korzystne dla członków PiS-u i ich rodzin, ale też organizacji współpracujących z władzą, jak Kościół katolicki czy prorządowe media. Po przyjęciu PiS-owskich reform pojęcie obywateli „gorszego sortu” przyjęłoby znacznie bardziej namacalny sens niż dotychczas.
  3. Część ludzi związanych z lewicą twierdzi, że nie należy brać udziału w protestach przeciwko niszczeniu sądownictwa, ponieważ uczestniczą w nich osoby o poglądach liberalnych gospodarczo. Z faktu, że Balcerowicz i Petru krytykują zamach na sądy, nie wynika jednak, że lewica powinna milczeć. W tej sprawie Nowoczesna i inne środowiska liberalne ekonomicznie po prostu mają rację, podobnie jak za rządów PO-PSL część osób związanych z PiS-em słusznie krytykowała liberalizację prawa pracy. Argumenty Nowoczesnej czy PO odnośnie zmian w sądownictwie niczym się nie różnią od argumentów SLD czy Razem.
  4. Wspólna krytyka sądów środowisk lewicowych z liberałami nie oznacza zgody ze Schetyną czy Petru odnośnie podejścia do PRL-u, historii Solidarności, prywatyzacji, świadczeń społecznych czy roli Kościoła. Wiele osób, które tęsknią za niektórymi aspektami Polski Ludowej, takimi jak większa stabilność zatrudnienia, dostępność żłobków czy świeckość państwa, dzisiaj są przeciwnikami „dobrej zmiany”. Również część ludzi, którzy demonstrowali przeciwko koalicji PO-PSL, dzisiaj nie akceptuje niszczenia sądownictwa. W tym kontekście antykomunizm, przywoływanie symboliki Solidarności czy chwalenie procesów prywatyzacji na manifestacjach antyrządowych jest błędem, który może zniechęcić do udziału w protestach. Krytyka ataku na sądownictwo nie musi wiązać się z akceptacją reform wolnorynkowych ani z fascynacją Lechem Wałęsą.
  5. Krytyka zamachu na sądy łączy wiele środowisk opozycyjnych z różnych stron sceny politycznej. Nie wynika z tego jednak konieczność czy nawet potrzeba politycznego jednoczenia całej opozycji i np. tworzenia wspólnych list wyborczych. Niedzielna demonstracja pod Sejmem sprawiała wrażenie, jakby organizatorzy chcieli za wszelką cenę namaścić blok wyborczy na wzór Solidarności z 1989 roku, na dodatek z tymi samym przywódcami. Stąd przemówienia Frasyniuka, Lityńskiego, Wujca, Celińskiego czy Michnika. To pomysł politycznie bardzo nieprzekonujący, zgubny dla lewicy, a do tego arogancki, gdyż pozostałości po Unii Wolności dzisiaj nie reprezentują żadnego większego środowiska, a poparcie dla nich jest śladowe.
  6. Protesty przeciwko niszczeniu sądownictwa są okazją dla środowisk lewicowych do zacieśnienia współpracy. Biorąc pod uwagę sytuację w kraju, wydaje się to coraz bardziej pożądane. Udział w protestach całej opozycji nie wyklucza równoległego budowania spójnej lewicowej narracji, zawierającej krytykę autorytaryzmu, bezprawia, nacjonalizmu, klerykalizmu władzy, ale zarazem odcinającej się od retoryki antykomunistycznej, kultu liderów dawnej Solidarności czy akceptacji reform wolnorynkowych.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Jak sobie przypominam na niedzielnej demonstracji Balcerowicz grzmiał o zgubnym socjaliźmie a nie o sądach. W każdym razie taki przekaz dotarł do milionów telewidzów.
    A Razem pozostało wiewanie sztandarami bo ich do głosu nie dopuszczono. Zresztą może i dobrze bo jaki sens jest w użeraniu się na wiecu o sądach z tym starym dogmatykiem i jego wychowankami.

    Panie Piotrze, a może by pan tak zaapelował do liberałów by poważniej podeszli do sprawy?

    Bo ja mam wrażenie, że pan tak na poważnie a oni świetnie się w tej sytuacji bawią.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…