Posłowie SPD, Die Linke i Zielonych dyskutowali nad sposobami odsunięcia od władzy Angeli Merkel. Jak widać mają jej dość nie tylko zwykli obywatele, ale też i polityczni koledzy oraz rywale.
Narada z udziałem ogólnie 90 deputowanych do Bundestagu odbyła się we wtorek późnym wieczorem. Rozmawiano o możliwościach odsunięcia dotychczasowej kanclerz od władzy w wyborach w 2017 roku. To ważne, ponieważ nie naradzano się nad puczem, ani rewolucją, tylko rozpatrywano metody zgodne z demokracją i prawem.
Spotkanie było istotne z tej przyczyny, że w rozmowach brało udział SPD, które znajduje się w rządzącej koalicji z CDU/CSU. Brał w nich udział minister gospodarki obecnego rządu Merkel Sigmar Gabriel, będący jednocześnie przewodniczącym SPD. Trudno o bardziej wyrazisty dowód braku zaufania w świetlaną przyszłość Merkel. Jak powiedział polityk Zielonych, dyskusja dotyczyła zagadnienia, czy możliwy byłby rząd bez Merkel i CDU czyli utworzenie czerwono-zielono-czerwonej koalicji.
To nie jest niemożliwe, ale łatwe też nie będzie. Największym problemem jest Die Linke, lewicowcy dość zdecydowani w swoich postulatach – wystąpienia z NATO i koncyliacyjni wobec Rosji. Politycy SPD deklarują, że Die Linke „musi zmienić swoje stanowisko”. Co na to władze tej partii, na razie nie wiadomo.
Rozkosznie łatwa do przewidzenia była reakcja Chrześcijańskich Demokratów (CDU). Najpierw wpadli w histerię, mówiąc o nielojalności ze strony SPD oraz lamentując nad faktem, że spotkanie „nie przyczyni się do wzrostu zaufania w koalicji”. Potem sięgnęło po stary arsenał argumentów prawicy:
– Teraz już wszyscy wiedzą, że celem jest lewicowa republika – powiedział szef bawarskiej CSU Andreas Scheuer. Uznał widać, że taki argument wystarczy by śmiertelnie przerazić społeczeństwo i świat. Oczywiście nie obywało się bez sakramentalnego, że Niemcy „rządzone przez SPD, Lewicę i Zielonych byłyby zagrożeniem dla świata”, jak stwierdził przewodniczący CDU Peter Tauber.