Rzecznik Praw Obywatelskich po raz ostatni w tej kadencji stanął przed parlamentem, by zdać sprawę ze swej działalności w roku 2020. Poruszające i gorzkie było to przemówienie.
Do historii polskiego parlamentaryzmu przejdzie demonstracyjna nieobecność na sali posiedzeń posłów Prawa i Sprawiedliwości, którzy w ten sposób pokazali, że Bodnar nie jest przez nich uznawany. To oczywista obraza urzędu, który zajmuje się prawami obywateli, ale też i kompromitacja PiS.
Bodnar podkreślił, że to jego ostatnie wystąpienie. Oznajmił, że podporządkowuje się wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego, choć jednocześnie wskazał stanowiska instytucji europejskich, które udowadniają wadliwość polskiego TK w obecnym składzie. Ta schizofreniczna sytuacja dobrze charakteryzuje polski system sprawiedliwości pod rządami PiS.
Bodnar mówił wprost, że w Polsce konstytucja została pogwałcona wielokrotnie, że naruszono zasadę trójpodziału władzy, że dają o sobie znać problemy z praworządnością, że wreszcie demokracja w Polsce jest w trudnej sytuacji.
Zatrzymał się chwile na naruszaniu praw społeczności LGBT w Polsce, ilustrując to przykładami gminnych uchwał o „strefach wolnych od LGBT”. Za największe wyzwanie dla jego urzędu uznał pandemie koronawirusa i towarzyszące jej rozwiązania prawne. Powiedział, że przy okazji walki z pandemią otrzymywał sygnały o naruszeniach podstawowych praw obywatelskich, jakim są wolność zgromadzeń i swobodnego przemieszczania się. Wezwał do wyciągnięcia wniosków z pandemii, nadmiarowych zgonów i działania systemu opieki zdrowotnej.
Rzecznik Praw Obywatelskich sprawował swoja funkcję godnie i odważnie. Próby przyklejenia mu łatki urzędnika państwowego, który stał się stroną sporu politycznego w Polsce, naruszając obiektywizm, nie ujmują mu ani szacunku, ani skuteczności w jego walce o obrone praw obywateli.