Najnowszy sondaż społecznych preferencji zrobiony na zamówienie BILD-a ujawnia trend obserwowany od kilkunastu miesięcy w społeczeństwie niemieckim. Oto po raz pierwszy skrajnie prawicowa (jak ją określa liberalno-demokratyczny mainstream nie tylko nad Renem i Łabą, ale i w większości krajów Unii Europejskiej) partia AfD – Alternative für Deutschland – zajęła pierwsze miejsce wg społecznych preferencji wyborczych. Czy to zaskoczenie? Stawiam tezę, że nie.
Według wiceprzewodniczącej CSU Dortothei Bär główna odpowiedzialność za wzrost poparcia dla AfD leży w rządach socjaldemokratów, liberałów i zielonych (tzw. „tęczowa koalicja”). To oczywiście szukanie przez prawicowego polityka przyczyn nie tam, gdzie one naprawdę leżą. W istocie chodzi głównie chodzi o militaryzację i wydatki na zbrojenia kosztem spadku jakości życia szerokich warstw społeczeństwa niemieckiego, brak pokojowych inicjatyw dla toczącej się wojny na Wschodzie Europy oraz zbytnie podporządkowanie się RFN Ameryce.
Społeczeństwo niemieckie jest zmęczone wojną, niepewnością jutra w sensie ekonomicznym, społecznym i, rzekłbym, egzystencjalnymi, bo balansowanie na skraju zagłady w wojnie jądrowej nie dodaje pewności siebie ludziom.
Jedyną polityczka z establishmentu Niemiec starająca się mówić o realnych przyczynach sukcesów AfD jest b. członkini i b. wiceprzewodnicząca Die Linke, posłanka do Bundestagu Sahra Wagenknecht.
W jej opinii AfD jest jedyną partią, która opowiada się za zakończeniem wojny na Ukrainie i pokojem z Rosją oraz aktywną rolą Niemiec w doprowadzeniu do przerwania działań wojennych. Jej zdaniem coraz więcej Niemców tego właśnie chce rozumiejąc, iż spadek poziomu życia jest związany z tym właśnie konfliktem i tym, co się wokół niego dzieje nie tylko w Niemczech, ale w Europie i na świecie.
To z szeregów AfD płyną głosy niezgody na amerykańskie bazy wojskowe na terenie Niemiec i na tę formę okupacji, znajdują również spore zrozumienie wśród współczesnych Niemców. Efektem niemal kolonialnej podległości Waszyngtonowi, obecny rząd Niemiec z kanclerzem Scholzem na czele ma po dwóch latach urzędowania niesłychanie niskie oceny.
Jednocześnie, równolegle z doskonałymi wynikami wynikiem AfD obserwowany jest uwiąd niemieckiej SPD, jednej z najstarszych i wiodących do niedawna partii Starego Kontynentu. Zasłużonej i sztandarowej dla idei socjaldemokracji. Poparcie na poziomie poniżej 20 % jest dramatycznym wynikiem dla niemieckich socjaldemokratów, zmuszającym do poważnych refleksji i krytycznej analizy przyczyn tego stanu rzeczy. Ale czy elita SPD pod kierownictwem Olafa Scholza jest do tego zdolna ? Otóż nie jest. Nie tylko ze względu na nienachalnie wybijający się intelekt samego Scholza i ludzi z jego ekipy, ale także na niechęć do jakiejkolwiek samorefleksji.
Z kolei krach liberałów z FDP i „zielonych” („Die Grüne”) w prezentowanym sondażu jest potwierdzeniem tendencji, jakie obserwuje się od roku w lokalnych wyborach. M.in. w Bremie wiosną tego roku Zieloni ponieśli klęskę. Z kolei w lokalnych wyborach na starostę w Sonnebergu (Turyngia) miejscowy polityk i znany adwokat Robert Sesselman pokonał przedstawiciela CDU Jürgena Köppela. Będzie pierwszym politykiem z Alternatywy dla Niemiec, który będzie sprawował tego typu urząd. To wydarzenie o nader symbolicznym znaczeniu.
Najsmutniejszym jest to, że niemiecki establishment polityczny oraz znaczna część medialnego mainstreamu nic nie pojmuje z tak rozwijającej się sytuacji i nie wyciąga żadnych wniosków. Wykazuje natomiast wielkie rozdrażnienie swoimi niepowodzeniami, materializujące się groźnymi pomrukami i napuszonymi, absolutnie nierealistycznymi, enuncjacjami. Ot, chociażby wspomniana wiceprzewodnicząca CSU Dorothea Bär w jednym z wywiadów ( których seria pojawia się w niemieckich mediach od jakiegoś czasu pod wspólnym tytułem Jak zatrzymać AfD) powiedziała, że chciałaby zdelegalizować AfD. W dyskusji z polityczką „Zielonych” Agnes Brugger wyraziła chęci i prawne kroki dla (o ile to będzie możliwe) delegalizacji Alternatywy dla Niemiec.
Prowadzone badania wśród wyborców poszczególnych partii wykazują, że 58 proc. zwolenników FDP i 40 proc. CDU opowiada się za traktowaniem AfD jako normalnej, demokratycznej, posiadającej mandat społeczny partii. Wśród chrześcijańskich demokratów zwolennicy współpracy i ostracyzmu wobec Alternatywy są zbalansowani. Także wyborcy „Die Linke” w tej kwestii wypowiadają się mniej więcej „na remis” (38 % vs 40 %). Najmniej zadowoleni z pomysłu dopuszczenia AfD do rozmów koalicyjnych są zwolennicy SPD i „Die Grüne”, z których jedynie ok 1/5 dopuszcza taki układ koalicyjny.
Przytoczony sondaż pokazuje trendy zachodzące w społeczeństwie wiodącego kraju UE. I nie jest to sygnał błahy zarówno dla nas, Polski i Polaków, jak i dla samej Unii. Niemcy jako (jeszcze) wiodący kraj i gospodarka Starego Kontynentu mają wiele do powiedzenia i zachodzące tam procesy społeczne nie mogą pozostawać bez echa. Zwłaszcza , iż analogiczne zjawiska obserwuje się w Austrii, kolejnym kraju niemieckojęzycznym pozostającym w cichej i u nas nie zauważalnej symbiozie z orbanowskimi Węgrami.
Czy to początek końca parlamentarnej demokracji w Europie?