Co najmniej siedem osób zginęło w panicznym tłoku na lotnisku w Kabulu, gdzie amerykańscy żołnierze nie zawsze radzą sobie z napierającymi lokalnymi współpracownikami, teraz kandydatami do emigracji, przybyłymi nierzadko z rodzinami. Unia Europejska uznała, że ewakuacja wszystkich współpracowników zachodniej okupacji jest „niemożliwa”. Amerykanie do upadku Kabulu wywieźli z Afganistanu 98 proc. żołnierzy i 0,2 proc. kolaborantów. Jest już kilkadziesiąt ofiar ucieczki z lotniska, wyłącznie Afgańczyków.
W dzień po utracie stolicy Afganistanu Amerykanie zastrzelili co najmniej pięć osób, gdy grupy ludzi, którzy im służyli w czasie okupacji kraju, wtargnęły na płytę lotniska. Ludzie giną jednak głównie zadeptani, z odwodnienia, z przerażenia. Od czasu ułożenia drutów kolczastych, Amerykanie strzelają mniej, ale bywa, że tłum pokona i tę przeszkodę. Ludzie pokazują z daleka paszporty, krzyczą „Zabierzcie nas ze sobą, prosimy” i liczą na cud. Wczoraj przy lotnisku było widać trzy ciała wyrzucone za ogrodzenie, przykryte białymi prześcieradłami. To zaczyna denerwować talibów.
„Ameryka, z całą swą potęgą i ekwipunkiem, nie daje rady utrzymać porządku na lotnisku. W całym kraju panuje pokój i spokój, a chaos jest tylko na lotnisku. To się musi natychmiast zmienić.” – mówił dziś Amir Chan Mutaki z kierownictwa talibów. Amerykański prezydent Joe Biden, ostro krytykowany teraz u siebie, wyznał, że chodzi o „jedną z najtrudniejszych ewakuacji w historii”, w nadziei umniejszenia swej domyślnej odpowiedzialności.
Amerykanie po 20 latach okupacji i wojny ciągle nie mogli zrozumieć Afganistanu, ani pojąć jak działa ruch oporu. Byli pewni, że do zdobycia Kabulu talibowie mają jeszcze wiele miesięcy. Nie zapewnili sobie ucieczkowego paliwa samolotowego, stąd brak go na lotnisku. Przewożą teraz swoich i współpracowników do własnych baz wojskowych w wasalnych dyktaturach Zatoki Perskiej. Mają czas do 31 sierpnia, ale są małe szanse, by mogli ewakuować z Kabulu ogółem 60 tys. ludzi, jak planują.
W mieście, oprócz normalnego życia, toczy się proces tworzenia oficjalnego rządu Afganistanu. Numer 2 talibów Abdul Ghani Baradar przyjechał do stolicy, by pracować nad rządem „inkluzywnym”, w którym mogą być nawet kobiety, co byłoby sensacją. W opozycyjnej dolinie Pandższiru panuje na ogół spokój, nowe władze nie atakują jej.