W zamachach w Kabulu zginęło w ciągu doby 40 osób, kilkaset innych zostało rannych. Ofiary to głównie ludność cywilna i policyjni kadeci, zginął też jeden przedstawiciel „sił stabilizacyjnych” NATO.
Do najbardziej krwawego zamachu doszło w piątkowe popołudnie – terrorysta-samobójca w mundurze policjanta zdetonował ładunki wybuchowe, które miał na sobie przed bramą akademii policyjnej w tłumie stojących tam kadetów. Kolejne dwie eksplozje miały miejsce po kilku godzinach w okolicach lotniska Quasaba, następnie nieznane siły zaatakowały bazę amerykańską bazę operacyjną Camp Integrity – w wyniku tego ataku zginął jeden żołnierz, ośmiu cywilnych pracowników bazy i dwóch napastników. To nie koniec fali zamachów. Pod Ministerstwem Obrony, w centrum Kabulu, zdetonowane zostały ładunki wybuchowe w ciężarówce – eksplozja zabiła 20 osób; wszystkie ofiary to przypadkowi cywile. Rannych zostało 240 ludzi, w tym 33 dzieci. Tym samym ostatni piątek stał się najbardziej krwawym dniem w Afganistanie od grudnia 2011 roku, kiedy w zamachu dokonanym w meczecie zginęło 50 modlących się mężczyzn.
Do ataku na akademię policyjną przyznali się Talibowie, nie wiadomo jednak, kto stoi za atakiem na Camp Integrity i wybuchami przed Ministerstwem Obrony.
Wojna w Afganistanie trwa od 14 lat, rozpoczęła ją agresja wojsk NATO. Od 2012 roku siły natowskie stopniowo się wycofują, jednak konflikt trwa nadal – Talibowie nie akceptują rządu wybranego podczas amerykańskiej okupacji. Jak ostrzega ONZ, liczba ofiar cywilnych z roku na rok rośnie – w pierwszej połowie 2015 roku zginęło już 5 tys. ludzi, większość z nich zginęła w zamachach terrorystycznych. Jedną czwartą wszystkich zabitych stanowiły dzieci. Liczba ataków ciągle rośnie – to właśnie tę metodę walki zbrojnej wybrali Talibowie.
Eksperci twierdzą, że zamachy mogą mieć związek z ujawnieniem informacji o śmierci mułły Omara, przywódcy afgańskich Talibów, który, jak się okazało, zmarł dwa lata temu w szpitalu w Pakistanie. Wśród bojowników trwa walka o władzę – na nowego lidera wybrano mułłę Akhara Mansura, niegdyś prawą rękę Omara, ale nie wszyscy akceptują jego przywództwo. Rozmowy pokojowe z rządem zostały przełożone, a seria ataków wskazuje na to, że szanse na osiągnięcie porozumienia i zakończenia wojny są nikłe.