W ogrodzie ambasady USA w stolicy Afganistanu cały dzień palono wczoraj dokumenty i symbole Stanów Zjednoczonych, by nie wpadły w ręce Afgańczyków. Między ambasadą a lotniskiem krążą śmigłowce transportujące dyplomatów i cywilnych pracowników wojsk okupacyjnych oraz niektórych lokalnych kolaborantów. Partyzanci zostali zauważeni na wschodnich przedmieściach, gdzie zajmują pozycje panicznie porzucone przez okupantów z USA i NATO.
Rzecznik afgańskiej armii wyzwoleńczej Zabihullah Mudżahid poinformował, że dostała ona rozkaz nie wchodzenia do miasta, by „uniknąć rozlewu krwi”. Koalicja oddziałów ludów afgańskich, która błyskawicznie podeszła pod stolicę, zechce prawdopodobnie poczekać, aż okupanci uciekną. Prezydent USA Biden wysłał do ochrony ambasady i lotniska dodatkowe 2 tys. Żołnierzy, co daje razem 5 tys. Ich zadaniem będzie zabezpieczenie mocno przyśpieszonej ucieczki.
W ciągu ostatniej doby partyzantka afgańska zajęła dwa ostatnie duże miasta kraju – Mazar-i-Szarif i Dżalalabad. W tym ostatnim mieszkańcy radośnie witali wyzwolicieli. Kabul jest w tej chwili już całkowicie otoczony. Rządowi kolaboracyjnemu zostało jeszcze kilka odciętych już miasteczek na wschodzie, bez znaczenia strategicznego. W Kabulu pod amerykańską i brytyjską ambasadą stoją ludzie z lokalnej kolaboracyjnej administracji, licząc na wpuszczenie na pokłady samolotów ewakuacyjnych, jednak na razie na ten sposób ucieczki mogą liczyć tylko nieliczni wybrani.
Wielkie kolejki mieszkańców ustawiają się też przed bankami, próbując wycofać gotówkę, co stało się trudne. Ludzie z ogonków wyrażają jednak na ogół przekonanie, że dzięki wyzwoleniu do Afganistanu powróci pokój. Inni są bardzo nerwowi, jakby uspokajające ogłoszenie rządu, żeby „nie panikować”, nie robiło na nich wrażenia. Partyzantka nie wchodzi do miasta również dlatego, że rząd wydał komunikat zapowiadający „pokojowe” przekazanie władzę Afgańczykom stojącym u bram.
Amerykanie wydali na 20-letnią, przegraną i niszczycielską wojnę w Afganistanie ponad tysiąc miliardów dolarów, doprowadzając miliony rodzin do nieszczęścia. Ich sprzęt, szczególnie ten darowany rządowi kolaboracyjnemu, wpada w ręce ruchu oporu praktycznie bez walki. Wydał on dziś oświadczenie, że nie będzie szukał zemsty na kolaborantach, w tym wojskowych i urzędników, jeśli rzeczywiście spokojnie przekażą władzę w mieście po ucieczce zachodnich okupantów.