Kolejny protest rolników ze związku Agrounia sparaliżował centrum Warszawy. Półtora tysiąca wiejskich związkowców w środę o ósmej rano zablokowało plac Zawiszy, a następnie przemaszerowało na Rondo Dmowskiego. Utrudnienia w ruchu trwały przez sześć godzin. Manifestacja miała tym razem charakter legalny. Rolnicy protestowali przeciwko polityce rolnej i zagranicznej rządu, dominacji wielkich korporacji na polskim rynku oraz nierównorzędnemu statusowi polskich rolników w Unii Europejskiej.
Agrounia domaga się ponownego otwarcia dla polskich rolników rynków zbytu w Rosji w sytuacji, gdy na wielką skalę trwa import do Polski rosyjskiego węgla. – Nie boimy się, że ktoś powie o nas „ruska agentura”, bo handlowaliśmy z sąsiadami zza wschodniej granicy. Bo dzisiaj tą „ruską agenturą” powinni być nazwani ci, którzy nam zabraniają handlu z krajami wschodnimi, a sami przywożą z tamtego kierunku miliony ton węgla – przekonywał lider Agrounii Michał Kołodziejczak.
Forma protestu miała w symboliczny sposób wykazać odcięcie polskich rolników od ich tradycyjnych rynków zbytu na Wschodzie. – Odcinając jedno rondo w Warszawie pokazujemy, że blokuje się w ten sposób całe miasto. My mamy taki sam problem, gdy blokuje się nam jeden czy dwa kanały eksportu – tłumaczył Kołodziejczak.
Jednym z głównych problemów polskiego rolnictwa jest, według uczestników manifestacji, nadmierny import produktów spożywczych z Ukrainy i krajów Europy Zachodniej. – Chcemy, żeby produkty spożywcze były w Polsce odpowiednio znakowane, żeby Polacy zobaczyli może nie tyle polskie flagi na półkach, ale zagraniczne, żeby zobaczyli ile ich jest – wyjaśniał lider Agrounii.
Celem związku jest, aby „przynajmniej połowa produktów spożywczych na półkach polskich sklepów była naszego pochodzenia, polskiego”. Takie rozwiązanie miałoby ograniczyć praktykę zaniżania cen skupu produktów rolnych przez kontrolujące polski rynek zachodnie sieci handlowe.
Agrounia domaga się także równouprawnienia polskich rolników w kwestii wysokości dopłat unijnych do rolnictwa. – Ci, którzy wprowadzili nas do Unii Europejskiej pozwolili, żebyśmy dostawali nawet cztery razy mniejsze dopłaty niż inne kraje w Europie. Lepiej, żeby nie było w ogóle tych dopłat, bo takiej nierównej konkurencji my nie wytrzymujemy – twierdził Kołodziejczak. Podobną opinię wyraziła z wiecowej trybuny Patrycja, działaczka Agrounii z Wielkopolski: – Domagamy się dziś równouprawnienia, bo nie jesteśmy w stanie konkurować w tych warunkach z rolnikami z Zachodu.
Wśród zgromadzonych dało się zresztą zauważyć dużą rezerwę w stosunku do Europy Zachodniej, co jest pewną nowością w polskich realiach politycznych. „Nie dla niemieckiej dominacji w Europie!” – głosił jeden z głównych transparentów. – Mówi się nam, że powinniśmy dążyć do takiego rolnictwa, jakie jest na zachodzie Europy. Na Zachodzie jest takie rolnictwo, że we Francji co dwa dni jeden rolnik popełnia samobójstwo. Tam też korporacje wzięły górę – stwierdził Michał Kołodziejczak.
Zebrani ostro krytykowali partię Prawo i Sprawiedliwość. – Rządzący powinni ponieść odpowiedzialność za obecną kondycję polskich rolników i sadowników. Nie może być tak, że błędna polityka prowadzona przez bojaźliwych ludzi pcha nas w przepaść i zgubę. Takim ludziom mówimy „nie”. Chcemy mieć lepszych, którzy będą potrafili podejmować odpowiednie decyzje. Wierzyliśmy ponad trzy lata temu, że będzie zmiana na lepsze. My tej zmiany nie widzimy, nie poczuliśmy – głosił lider Agrounii.
Michał Kołodziejczak w asyście kilku współpracowników udał się z pl. Zawiszy pod pobliską siedzibę PiS-u przy ul. Nowogrodzkiej, gdzie osobiście zakręcił syreną alarmową, aby głos protestu rolników dotarł do prezesa tej partii Jarosława Kaczyńskiego. Rolnicy w Agrounii podkreślają, że w ciągu ostatnich trzech lat rządów PiS zbankrutowało w Polsce 70 tys. rodzinnych gospodarstw rolnych.
Warto zauważyć, że z wiecowej trybuny „oberwało się” także przedstawicielom hierarchii kościelnej. – Dlaczego polski Kościół nie zauważa tego, że my giniemy? – pytał działacz Agrounii z woj. podlaskiego Krzysztof Tołwiński.
Michał Kołodziejczak skrytykował także nagonkę ze strony publicznych mediów na jego organizację. – To co obserwujemy, co idzie w naszym kierunku, to skurwysyństwo – stwierdził dosadnie, co manifestanci przyjęli owacyjnie. Potępił równocześnie politykę władz szczucia przeciwko sobie różnych grup społecznych w celu „zarządzania konfliktem”.
Jako dowód tego, że polityka ta jest na szczęście nieskuteczna wskazał udział w manifestacji przedstawicieli warszawskich taksówkarzy. – Rząd wspiera międzynarodowe koncerny i w waszym przypadku, i w naszym. Na to zgody nie będzie – zadeklarował jeden z nich.
Po zakończeniu legalnego zgromadzenia na Rondzie Dmowskiego manifestanci udali się w spontanicznym pochodzie pod gmach Sejmu RP i siedzibę Ministerstwa Rolnictwa, gdzie wyciem syren wyrazili swoją dezaprobatę przeciwko antyrolniczej działalności obu tych instytucji.