Konwencja AgroUnii dała części działaczy z lewej strony nadzieje do ofensywy politycznej (z Sejmem i teką premiera dla lidera ruchu włącznie. W sieci rozgorzały tymczasem namiętne spory, wyartykułowano mnóstwo sprzecznych oczekiwań i komentarzy. Na łamach Portalu Strajk pisali o AgroUnii Maciej Wiśniowski i Piotr Nowak. Kilka spostrzeżeń chciałbym poczynić i ja.

AgroUnia zakończyła konwencję programową

Nie będę pisał o estradowym show towarzyszącym konwencji ani o niegdysiejszych fotkach lidera AgroUnii z brunatnymi postaciami naszego życia politycznego. Zostawię na marginesie stanowisko ruchu wobec Piątki dla Zwierząt i nie będę komentował obecności na konwencji takich lewicowych twarzy jak Piotr Ikonowicz, Katarzyna Duda czy Jan Śpiewak. Zostawię w spokoju nawet luksusowy samochód Michała Kołodziejczaka. Chodzi mi o samą istotę tej odsłony ruchu ludowego nad Wisłą.

AgroUnia to ruch rolniczy. To jest jego polityczno-programowo-mentalne gniazdo. Co z tego wynika, jeśli odwołamy się do klasyków marksizmu, wychodząc od nieusuwalnego konfliktu, jakim jest relacja kapitału i pracy? Dzieje dotychczasowych społeczeństw, ich doświadczenia i kultura są wytworami walk klasowych, więc nie wolno unikać klasowego ujęcia tego zagadnienia. A jest ono takie, iż rolnik, chłop, włościanin (obojętnie, jak go nazwiemy) siedzi w tej relacji kapitał/praca okrakiem. Posiadana przezeń na własność ziemia jest jego kapitałem, którego jest właścicielem. Pracując na roli, pomnaża ten kapitał. A jeśli pomnażanie to wiąże się z zatrudnieniem pracowników najemnych, staje się klasycznym kapitalistą. Przejmuje wartość dodatkową, jaką pracownicy owi wytwarzają w okresie zatrudnienia. Skoro jest właścicielem kapitału – choćby funkcjonującego w sposób szczególny – będzie po stronie klasy właścicieli i jej interesów. Taka jest logika. A dodajmy, że rolnik prowadzący gospodarstwo 150-200 hektarowe zatrudniać pracowników po prostu musi.

Czar prysł. Na konwencji Agrounii przygrywała naziolska kapela. W repertuarze m.in. „Biała Siła” i „Wyklęci”

Klasa chłopska stojąca w rozkroku w starciu kapitału i pracy (a ta antynomia jest nie do pogodzenia w wymiarze walki klas) w dziejach naszego kraju najczęściej ześlizgiwała się na pozycje endekoidalne. Akceptowała i przyjmowała za swoje hasło społeczny solidaryzm, ustępujący przy tym pierwszeństwa tzw. wartościom narodowym. Widzę echa tego w otoczce narodowych wartości towarzyszącej działaniom AgroUnii, w ludowo-manifestacyjnym klerykalizmie (wszak Kołodziejczak podkreśla swój katolicyzm!), w próbach zbierania nurtów politycznych od Sasa do lasa.

Ciekawi mnie, czy w wielosethektarowych (może wypadałoby rzec: obszarniczych?) gospodarstwach rolnych – a takich producentów zapewne jest sporo wśród liderów AgroUnii, tak jak było w Samoobronie – pracownicy najemni mają możliwość zrzeszania się w związki zawodowe?

Jak się ma sprawa z przestrzeganiem prawa pracy, z wynagrodzeniami, z bezpieczeństwem i higieną? Jak wiadomo, z tymi sprawami w polskich małych i średnich biznesach jest fatalnie. I sprzyjają temu nie tylko rozproszenie, patriarchalizm, ale przede wszystkim post-feudalne uwarunkowane historycznie stosunki na linii właściciel – pracobiorca. O nadużyciach w wielkich i znanych firmach media czasem poinformują.  Stosunki w mikrobiznesach to temat, który rzadko kogo interesuje.

Solidaryzm społeczny czy korporacjonizm w połączeniu z klerykalizmem, nawet niosąc słuszne postulaty czy dając realistyczne analizy otaczającej rzeczywistości musi z racji swej istoty prędzej czy później przejść na pozycje twardej prawicy narodowej. Kołodziejczak może jeszcze nie przeszedł tej drogi, ale może warto spojrzeć na historyczny przykład Wincentego Witosa? Przeniesienie dyskursu i perspektyw działania na pojęcia narodu, państwa, wspólnoty religijnej sprawia, że istota konfliktu kapitału i pracy odchodzi na margines. A kapitał, bez względu na barwy narodowe, ma zawsze te same interesy. Maksymalizację i optymalizację zysku.

Dlatego śpiewanie Roty na początek obrad, morze flag biało-czerwonych (i żadnej czerwonej !) mogą jedynie potwierdzać te oparte o dzieje Polski w XX wieku wnioski. Dlatego nie przeceniam znaczenia lewicowo brzmiących haseł i akcentów, jakie na tej konwencji wybrzmiały. Teraz do rolników przemówiła działaczka związkowa, ale… czy po zgromadzeniu przez AgroUnię określonej bazy poparcia społecznego nie nastąpi to samo, co zrobił Józef Piłsudski? Pepeesowiec, który wysiadł z czerwonego tramwaju? Owszem, rośnie w Polsce niezadowolenie i kryzys, AgroUnia może wydawać się nadzieją na nowe otwarcie. Tylko że społeczny solidaryzm z Kościołem w tle tym nowym otwarciem nie jest.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Zapomnieć o ZSRR

Wczoraj minęła 33 rocznica jednego z najbardziej nieznanych historycznych zdarzeń najnowsz…