Rzecznik Praw Dziecka wprawdzie klaskał u Rydzyka, ale bez przekonania. Wprawdzie po kilkunastu godzinach zrobił tweeta, w którym przyznał, że „pokusa nie usprawiedliwia przestępstwa”, ale bez kontekstu. Wprawdzie po kilku dniach odpowiedział dziennikarzom, że „takie słowa nie powinny były paść”, ale kiedy padały, nie wstał i nie wyszedł. Nie mógł się też odezwać i na bieżąco zaprotestować przeciwko wybielaniu Edwarda Janiaka, bo „wszyscy mieli maseczki”, a maseczki, znane ze swoich właściwości paraliżujących, uniemożliwiają zabranie głosu oraz upominanie się o prawa człowieka.
Mikołaj Pawlak jest oburzony lawiną zdjęć, którymi zasypały twittera Superniania i nieprzychylni mu dziennikarze: klaskał, ale nie w pierwszej, tylko w drugiej minucie. Kiwnął głową, ale ironicznie. Słuchał, ale bez aplauzu. Palił, ale się nie zaciągał.
I nawet można by kupić jego tłumaczenie o tym, że „nie ma nikogo normalnego, kto nie chciałby takich przestępstw ścigać”. Rzeczywiście trudno, przy całej niechęci do kościoła czy konserwatystów z PiS obecnych na urodzinach Rydzyka, podejrzewać ich o to, że szczerze cieszy ich molestowanie dzieci samo w sobie (do tej pory wprost o „zaletach” stosunków dojrzewających dziewczynek ze starszymi mężczyznami rozprawiał jedynie Janusz Korwin-Mikke). Raczej jest to dla nich kłopotliwy wrzód na tyłku organizacji. I wolą o nim milczeć tak długo, jak się da. Nie dlatego, że nie potępiają. Dlatego, że bardziej boją się utraty pozycji. Z tego samego założenia najwyraźniej wychodzi Mikołaj Pawlak.
I właśnie dlatego powinien stracić stanowisko. Bo nie rozumie znaczenia funkcji, którą reprezentuje. Słownik Języka Polskiego tak definiuje słowo „rzecznik”:
1. osoba występująca w obronie kogoś lub czegoś;
2. osoba występująca w imieniu kogoś innego.
Dlatego właśnie rzecznik praw dziecka ma obowiązek być głosem tych, których reprezentuje za każdym razem, gdy ich podstawowe prawa są łamane. Mikołaj Pawlak swoimi ostatnimi wypowiedziami pokazał natomiast, że rozumie to wybiórczo – jako uznaniowe prawo do zabrania głosu w imieniu grona szerszego niż własna osoba. W maseczce i niesprzyjających okolicznościach, gdy trzeba sprzeciwić się komuś wpływowemu, nie jest się rzecznikiem mniej. To nie dziennikarze powinni wywierać na rzeczniku presję, by przemówił i być mu wdzięczni, że nie przyklasnął głośno usprawiedliwianiu krzywdziciela dzieci.
To dlatego Mikołaj Pawlak nie nadaje się na to stanowisko – nie dlatego, że nie wie, w jakich godzinach faktycznie działa jego telefon zaufania (choć oczywiście, powinien być świadom, że uruchomiona przezeń inicjatywa nie działa do końca tak, jak ją szumnie zapowiadał). Obecny RPD nie rozumie ewidentnie konceptu bycia zawsze i wszędzie głosem tych, których reprezentuje. Ale to było już jasne przy wypowiedzi o potrzebie rozróżnienia klapsa od bicia.