– Nie widzimy nic więcej, co moglibyśmy zrobić. Przekazaliśmy Polsce wszystko, co mieliśmy i co mogliśmy przekazać – tak brzmi wypowiedź ambasadora Stanów Zjednoczonych w Polsce Paula W. Jonesa. To wypowiedź zaraz po wizycie ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego w waszyngtońskiej siedzibie Sekretarza Stanu USA Rexa Tillersona, gdzie rząd polski miał otrzymać daleko idąca pomoc amerykańską w kwestii katastrofy smoleńskiej.
– To była niesłychana tragedia dla Polski i dla jej obywateli: utrata prezydenta i pierwszej damy, utrata wszystkich 96 osób, które znajdowały się na pokładzie samolotu. To coś, co trudno w pełni pojąć i zrozumieć jakiemukolwiek innemu krajowi. Minister Waszczykowski poruszył ten temat i był on podnoszony na szeregu spotkań w czasie mojej półtorarocznej misji w Warszawie – powiedział w wywiadzie dla PAP ambasador, dając do zrozumienia, co myśli o problematyce spotkań z przedstawicielami polskiego MSZ. W języku dyplomacji jest to jednoznaczna prośba o niezawracanie tym tematem głowy.
– Stany Zjednoczone zrobiły wszystko, co mogły, aby udzielić pomocy ws. wyjaśniania katastrofy smoleńskiej i przekazać te – dość ograniczone – informacje, którymi dysponowaliśmy; nie widzimy nic więcej, co moglibyśmy zrobić – tak brzmiała z kolei odpowiedź Jonesa na pytanie czy w sprawie śledztwa smoleńskiego istnieje jakieś pole do polsko-amerykańskiej współpracy.
– Czujemy, że daliśmy swój wkład do pierwotnego dochodzenia. Zapewniliśmy, aby te same informacje, dotyczące pomocy, której byliśmy w stanie udzielić, dotarły również do polskich władz po zmianie rządu – dodał dyplomata i tą wypowiedzią pogrzebał chyba raz na zawsze nadzieje rządu PiS, że Amerykanie będą wszczynali jakąkolwiek kłótnię z Federacją Rosyjską w kwestii wypadku lotniczego z 10 kwietnia 2010 roku.