Ambasador USA wysuwa roszczenia: amerykańskie firmy powinny płacić w Polsce niższe podatki
Piotr Nowak
Georgette Mosbacher próbowała wymusić na polskich władzach zmiany w ustawie o podatku dochodowym, nad którą prace zakończyły się kilka tygodni temu. Jak pisze Wirtualna Polska, dyplomatka miała wywierać naciski na finiszu konstruowania nowych przepisów. Jej celem było zagwarantowanie amerykańskim inwestorom niższych obciążeń fiskalnych.
Do informacji, którą jako pierwsi podali we wtorek dziennikarze skrajnie prawicowego „Do Rzeczy”, należałoby podejść z dystansem, gdyby nie fakt, że rewelacja została potwierdzona przez poważnych żurnalistów. Michał Wróblewski z Wirtualnej Polski pisze, że „Ambasador USA miała także podjąć ofensywę na finiszu prac nad ustawą o podatku dochodowym od osób prawnych i fizycznych, które toczyły się kilka tygodni temu. Informacje na ten temat lada dzień mają być znane publicznie”.
Anonimowe źródło, na które powołuje się „Do Rzeczy” mówi, że Mosbacher podejmowała intensywne wysiłki na rzecz uprzywilejowania firm ze swojego kraju. Ambasador miała uznać za niedopuszczalną (!) sytuacje, w której „wszystkie podmioty funkcjonujące na polskim rynku płacą podatek w podobnej wysokości”. Dlaczego? Według dyplomatki europejski rynek jest trudny dla amerykańskich firm, przez co zasługują one na wsparcie w postaci zmniejszenia obciążeń podatkowych. W tym kontekście warto pamiętać, że Mosbacher przez całe życie była związana z Partią Republikańską i została za oceanem zapamiętana jako zadeklarowana zwolenniczka nieskrępowanego wolnego rynku i przeciwniczka interwencji państwa w gospodarkę.
Ambasador miała również przedstawić polskiej stronie listę przedsiębiorstw, które zasługują na szczególną troskę. Wśród nich znalazła się m.in. korporacja przewozowa Uber, znana głównie z unikania opodatkowania w krajach, w których prowadzi działalność.
Jak informuje „Do Rzeczy”, strona polska ostatecznie nie uległa naciskom, jednak Mateusz Morawiecki i spółka byli zmuszeni zorganizować specjalne posiedzenie w celu ustalenia formy odmowy. Tak, by ambasador „wielkiego przyjaciela” przypadkiem się nie obraziła.
Część politycznych elit nad Wisła wyraziła sporą wyrozumiałość w stosunku do ewidentnie bezczelnego żądania wysuniętego przez reprezentantkę amerykańskiego imperium. Paweł Kowal, prawicowy polityk, były sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych napisał na Twitterze „Ależ ambasadorowie na całym świecie »chodzą za« interesami firm ze swojego państwa i różnymi rozwiązaniami legislacyjnymi. Polscy też. Oni naprawdę, jeśli są dobrzy, robią coś oprócz ogrzewania koniaku w kieliszku w eleganckim lobby. To nie sensacja”
O Mosbacher po raz pierwszy zrobiło się głośno kilka dni temu, kiedy ambasador stanęła w obronie wolności słowa w Polsce. Była to reakcja na represje prokuratorskie wobec kamerzysty TVN (właścicielem stacji jest kapitał amerykański), który filmował pod przykrywką słynne urodziny Adolfa Hitlera w kwietniu 2017 r. O tym, że celem ambasador nie jest w najmniejszym stopniu obrona polskiej demokracji pisała na Facebooku Maria Świetlik, działaczka Inicjatywy Pracowniczej: „Ona broni interesów gospodarczych amerykańskich właścicieli mediów. Nie chodzi o to, czy to dobrze, czy źle, to osobna dyskusja, tylko traktujmy się z szacunkiem i nie klepmy propagandowych tekstów, niezależnie od tego, czy nam aktualnie pasują”