Donald Trump nie powinien zostać prezydentem USA nie tylko dlatego, że niektóre jego pomysły budzą moralną odrazę lub nieuchronnie skończyłyby się katastrofą geopolityczną. Według amerykańskich psychologów osobowościowo jest całkowicie niewłaściwą osobą na stanowisku, do którego pretenduje.
Profesor Harvardu Howard Gardener stwierdził, że wyborcze klipy Trumpa ogląda i archiwizuje, bo widzi w nich fantastyczny materiał edukacyjny. Trump to dla niego podręcznikowy przykład osoby dotkniętej narcyzmem. Jeśli ta diagnoza jest trafna, miliarder powinien raczej realizować się w sztuce lub przemyśle rozrywkowym niż w polityce. Gdyby zakochany sam w sobie Trump naprawdę został prezydentem, oczekiwałby nieustannego zachwytu nad sobą i swoimi decyzjami. A gdyby Amerykanie przypadkiem byli niezadowoleni z jego postępowania, prędzej zabrałby się za zwalczanie opozycji, niż wszedł z nią w konstruktywny dialog. Próbkę tego dostają już teraz amerykańscy telewidzowie, ile razy ktoś z prezenterów i prowadzących polityczne debaty choćby delikatnie zasugeruje mu błąd. Gdyby prezydenta Trumpa zaczęli krytykować demokratyczni kongresmeni, agresja byłaby z pewnością jeszcze większa. Lepiej sobie nie wyobrażać, co nastąpiłoby, gdyby atak nastąpił ze strony któregoś ze światowych przywódców.
Narcyzm tłumaczyłby również brak empatii, który przyzwoitych ludzi musi przerażać w jego wypowiedziach, a także upór maniaka, z jakim forsuje swoje koncepcje, nawet jeśli życie je weryfikuje. Dane statystyczne pokazują, że większość meksykańskich emigrantów ucieka do USA przed nędzą i przemocą, a nie po to, by popełniać przestępstwa? Nietrudno znaleźć dowody na to, że mieszkańcy Bliskiego Wschodu masowo opuszczają swoje domy, bo boją się o własne życie? Nieważne, Trump nadal będzie twierdził, że z Meksyku do Stanów ciągną gwałciciele i handlarze narkotykami, a także zapowiadał, że jako prezydent zamknie granice przed wyznawcami islamu.
[crp]