(Małgorzata Bratek Facebook)
1) Przed blisko pięćdziesięciu laty na scenę warszawskiego klubu „Stodoła” wbiegła silna, wysportowana dziewczyna o długich blond włosach i kontraltowym głosem spod trzewi, rycząc niemal i wyjąc, wyśpiewała jakiś amerykański „standard”. Jeszcze nie skończyła, a już studenci, licznie zgromadzeni w mrocznej sali klubu, spowitego dymem papierosów „Carmen” i taniego, czerwonego wina, padli przed nią na kolana niczym egipscy niewolnicy przed faraonem w chwili zaćmienia.
Panna była bowiem z „Ameryki”.
Panna śpiewała „po amerykańsku”.
Panna była „amerykanką”.
Czyli – cudem nad cudy.
Pomyślałam wtedy, że ten bezwarunkowy, cielęcy zachwyt nad „amerykańskością” na dobre nam nie wyjdzie.
2) Przed chwilą w PiS-owskiej TV, radując się i pękając z dumy, potwierdzono, że na polskiej ziemi w tym oto momencie stacjonuje, tzn. je, pije, oddaje mocz, strzela do celu, jeździ czołgami ponad 10 000 amerykańskich żołnierzy! A każdego dnia przybywają nowi. Z karabinami, na czołgach i wozach pancernych.
Przyjeżdżają i są.
I nie przedstawia się ich jako żołnierzy NATO, a … US Army.
Żagań, Orzysz, Elbląg, Powidz, a w Radzikowie – niedługo stanie antyrakietowa tarcza, która równie dobrze może zniszczyć rakiety słane ku nam w ataku, jak i w obronie.
3) Ktoś z Państwa ich zapraszał?
Kto ich utrzymuje?
Pójdą sobie czy zostaną tak długo, jak długo – zgodnie ze swoimi nowymi obyczajami – nie odejdą zostawiając za sobą dymiące zgliszcza miast i ludność, zamienioną w zwalczające się plemiona nędzarzy (Irak).
Ktoś nam grozi najazdem? Wypowiedział to na głos? Najedzie nas z Krymu, Doniecka, Kaliningradu?
Naprawdę?
I po to ta wylewająca się z publicznej TV rzeka opowieści o „strasznych Rosjanach”, od których otrzymaliśmy w darze jedynie „Sybir, Katyń i zamach smoleński” i ani słowa o tym, że bywało też inaczej?
4) „Państwo amerykaństwo” najwyraźniej kombinuje z naszego terytorium wywołać małą wojenkę. A taka „mała” wojenka zwykle kończy się hekatombą.
Dlaczego zatem nie organizujemy marszów na rzecz pokoju? Tak, pokoju, bo pokój panujący dziesięcioleciami między ludźmi różnych ras i nacji, to najcenniejszy ludzki wynalazek.
Bo – śmiertelnie umęczeni „szokiem transformacyjnym”, codziennym oglądaniem beznadziejnych, dziecinnych walk partyjnych – nie wierzymy, że cokolwiek w tym świecie „wolności i demokracji” od nas, słabych obywateli zadłużonych po uszy państw narodowych, uwikłanych w podstępne sojusze i zależności, jeszcze zależy.
Nawet nasze życie. Jak i życie naszych dzieci, którym nie szczędzimy „pińsetplus”.